jedno z podstawowych imion, pochodzące prawdopodobnie od
nazwy rodu.
Za Chiny Ludowe nie potrafię wymyślić czegoś sensownego o
znaczeniu tego imienia. Za to o patronce mogę mówić godzinami.
Na myśli
mam św. Monikę. Na hasło: kobieta ogłoszona świętą, widzę automatycznie
zakonnicę. A jednak nie w tym przypadku. Monika była żoną (nieco nieszczęśliwą)
i matką (równie nieszczęśliwą) (do czasu).
Skąd to jej
nieszczęście? Oczywiście całe zło bierze się z tego, że to rodzice/opiekunowie
wybierają pannie kandydata na męża. Przejechała się już na tym plejada gwiazd
literatury polskiej (Cześnik z Zemsty, Kurcewicze
z Ogniem i mieczem) i zagranicznej
(Kapuleci z Romeo i Julii, rodzice
Izoldy z Tristana i Izoldy, kto da
więcej?). W realnym życiu ta sytuacja również prowadzi do tragedii. Tak, wciąż bywa,
że prowadzi.
Wracając do
św. Moniki. Dostał się jej mąż porywczy i złośliwy. Wiele, wiele lat starała
się o jego przemianę. Potem jej syn, Augustyn… mówiąc po naszemu: dużo
imprezował, wplątał się w sektę i miał nieślubne dziecko. Monika modliła się o
jego nawrócenie… 20 lat.
Dla mnie
kosmos. Gdy mam się o coś modlić 20 dni – wymiękam. Z trudem potrafię czekać 20
miesięcy. 20 lat to większość mojego życia…
(A w Hymnie
do Miłości na pierwszym miejscu: Miłość
jest cierpliwa. Nie ma „miłości instant” – zalejesz na gorąco i będzie.)
Dlaczego
Monika to robiła? Po kiego grzyba się tak wysilała? Bo chciała dla swoich
chłopaków czegoś więcej, niż mieli. Marzyła, żeby żyli tym, co w jej mniemaniu
daje pełnię życia.
„Żyj!” życzył mi ostatnio
przyjaciel. Zamierzam. W pełni.
Ps: 21… 20…19...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz