poniedziałek, 31 marca 2014

Komentarz dodany

Jak to, K. nie możesz dodać komentarza? Więc zrobię to ja:)

"Nie powiedziałabym że Maja i Rut nie mają znaczenia czy są nieważne. Na odwrót wręcz! Znaczenie jest rozmaite, a istnienie może wypełnić sama, ponieważ ma morze możliwości. Jest tak niesamowitą kobietą, że normalnie Bóg dał jej 200% wolnej woli :D A propos już samej Maji. To również rzeka w Rosji oraz -ta dam! - czwarta pod względem jasności gwiazda w gromadzie Plejad. A więc można rzec, że Maja jest po prostu gwiazdą, haha ;) Natomiast jak weszłam na znaczenie imion wyskoczyła mi taka informacja: "Maja bardzo lubi też pisać, ukazując w swych tekstach bunt przeciwko rzeczywistości jaka panuje. Zawodami odpowiednimi dla imienia Maja są: dziennikarka, artystka, psycholog" - przypadek? nie sądzę. ;)" (K.)

Załączam podziękowania dla wszystkich, którzy nadają mojemu życiu znaczenie:)

niedziela, 30 marca 2014

Z dwóch stron nieogarnięta

"Sometimes we wake up from a dream, sometimes we wake up in a dream,
and sometimes, very rarely, we wake up in someone else dream"
(napis na ścianie kina Kijów w Krakowie)
 
w wolnym tłumaczeniu:

"Czasem budzimy się ze snu, czasem budzimy się we śnie,
a czasem, bardzo rzadko, budzimy się we śnie kogoś innego"
 
Jakimś cudem zdarzyło mi się to "bardzo rzadko". Co więcej i w moim śnie ktoś się pojawił. Wciąż się zdumiewam pięknem tej rzeczywistości.

To od tej jaśniejszej strony nie ogarniam miłości. Ale od tej drugiej też. Kiedy byłam mniejsza, po jednych, pamiętnych rekolekcjach (niekoniecznie ze względu na pobożne treści) zrobiłam sobie listę spraw, które MUSZĘ sobie powkładać do głowy, bo inaczej będzie ze mną źle. Na drugim miejscu tej listy było: czasem trzeba kogoś zranić, żeby być w porządku.
Jak to jest? Czy dobre może być coś, co dla drugiej osoby wydaje się złe? Tak, tak, tak.
- czasem trzeba wyrzucić z domu narkomana, by zaczął się leczyć,
- i trzeba pozwolić dzieciom popełniać błędy, bo inaczej nie nauczą się życia,
- czasem trzeba rozwalić jakąś relację do zera, bo niszczy i wysysa,
ale wciąż nie ogarniam, że to miłość.

sobota, 29 marca 2014

Urszula

Urszula - według moich danych silna jak niedźwiedź

Ale na czym tak właściwie polega siła kobiety?

Pierwsza rzecz, jaka mi się skojarzyła, to umiejętność wyboru większego dobra. Np. taka Rut. Mogła po śmierci swojego męża wrócić do rodziców. I to byłoby dobre. Ale ona poszła ze swoją teściową, nawet wbrew niej samej. Często to większe dobro wybieramy wbrew wielu, nawet zaangażowanym osobom. A matki, które decydują się urodzić swoje dziecko, pomimo, że to oznacza, że one same umrą? To dowód wielkiej siły. Z tym, że zdolność wyboru większego dobra nie jest specyficzna dla kobiet. Weźmy takiego Józefa. Mógł "oddalić potajemnie" Maryję i nie byłoby w tym nic złego. A jednak wybrał większe dobro: przyjął za swoją żonę kobietę, która nosi dziecko kogoś innego. Pokażcie mi dziś mężczyznę, który by się na to zdobył.

W poszukiwaniu źródeł kobiecej siły, zapolowałam na niedźwiedzia w Piśmie Świętym. Generalnie występuje on jako niezbyt pociągająca postać, taki schwarzcharakter:
- porywa owce ze stada,
- jedno z bardziej niebezpiecznych stworzeń (groźniejsze od lwa),
- jego cechy mają bestie w wizjach apokaliptycznych,
i moje ulubione:
- do niedźwiedzia staje się podobna twarz kobiety, gdy jest pełna złości:)

Zatem nasza Ula jest silna, jak coś, co uznaje się za niesamowicie silne. Patrząc na to wszystko, zastanawiam się, kto mógł wymyślić określenie: "słaba płeć".

czwartek, 27 marca 2014

Ilona

Ilona - węgierska wersja greckiego imienia "Helena"

Co jest moje we mnie? Wygląd najmniej. To wiemy już od kołyski, dzięki powtarzanym nad nami, jak mantra, zdaniom: nosek/oczka/płucka/wejrzenie po mamie/tacie/dziadkowi/babci (...hmm... czyżby sąsiadowi z trzeciego piętra?).
Może mój charakter? Eee... nie. A kto się nie zgadza, niech udowodni, że nigdy w życiu nie słyszał: "zachowujesz się jak ojciec!" (względnie: "jesteś taka sama, jak Twoja matka").

Jest taki fragment w Harrym Potterze, który bardzo mi się podoba. To wtedy, gdy malutki Harry przyjeżdża pierwszy raz do szkoły i ma być przydzielony do jednego z czterech "domów". Tiara (czyli taki kapelusz ze szpicem a'la Gandalf) zagląda w jego myśli i zdolności. Ocenia, że powinien należeć do domu Slytherinu. Harry jednak, wbrew temu, co się mu sugeruje, wybiera dom Gryffindoru. "To nasze wybory, a nie nasze zdolności pokazują nam, kim jesteśmy" skomentuje to parę tomów później jego przyjaciel.

Czasem wydaje się nam, że nie mamy wielkiego wpływu na nasze życie przez to, co wydarzyło się w przeszłości, przez to, co odziedziczyliśmy, co mamy już dosłownie "w genach". Ale to tylko fundament - bez niego nie byłoby domu. Jest potrzebny. I dziękuję Ci mamo za niego bardzo:)  Co jednak zrobimy ze ścianami, dachem i liczbą pięter - to tworzy z nas niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju wersję projektu o nazwie "człowiek".



sobota, 22 marca 2014

Siostry

"gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, 
gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, 
twój naród będzie moim narodem, 
a twój Bóg będzie moim Bogiem. 
Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę 
i tam będę pogrzebana. 
Niech mi Pan to uczyni 
i tamto dorzuci
jeśli coś innego niż śmierć 
oddzieli mnie od ciebie!" (Rt 16-17)

Piękna obietnica, co? Pasowałaby na ślub, gdyby nie to, że mówi ją kobieta do kobiety.

Przyjaciółki? Siostry? Spotykam je przez całe życie. Jedne były tylko na chwilę, inne zostają aż do teraz. Niektóre są specjalistkami w podnoszeniu na duchu i ustawianiu do pionu. W tym czasie pozostałe pozwoliłyby mi płakać. Niektóre mają dar wyłuskiwania prawdy w moich skomplikowanych analizach. A czasem siadamy i analizujemy wspólnie. Swoją dobrocią, łagodnością i pięknem motywują do życia pełnią. Każda z nich lubi inne książki, filmy i muzykę. Część z nich ma podobny światopogląd do mojego, część twórczo się ze mną spiera. Niektóre namawiają do ostrożności, inne do szaleństwa. I mamy różny stosunek do tańczenia:)
Bez Was nie dałabym rady być sobą.

"To, że mam Was jest moim szczęściem i sukcesem w życiu" (M.)
Też tak myślę.

czwartek, 20 marca 2014

Pół roku

To nie jest taki długi okres czasu. Mniej więcej się wie, w jakim kierunku się pobiegnie. Pół roku to dobry czas, żeby się przygotować. Na kolejne pół. A potem kolejne, kolejne, kolejne...

Czekam i czekam wciąż aż się odmienią dni.

Czasem wiesz, że się odmienią. Za pół roku. Dokładnie, co do dnia. Jak się przygotować na to, na co się przygotować nie da, bo takie nowe?

środa, 19 marca 2014

Zwycięstwa i błędy

Gdyby to był ostatni dzień mojego życia, przeżyłabym go najlepiej jak potrafię. Ale prawdopodobnie to nie jest ostatni dzień mojego życia. Dlatego pozwalam sobie popełniać błędy.

Dzisiaj małe zwycięstwo: wracałam z praktyk poddenerwowana i zmęczona. Należę do tych, którzy niewielki stres zajadają lub zaczytują. Tym razem jednak minęłam cukiernię i księgarnię nie wstępując do środka:) I te nieprzyjemne odczucia same minęły. 

Nie, zmęczona jestem nadal. Ale to dobre zmęczenie.

wtorek, 18 marca 2014

Betlejem






Innymi słowy - Dom Chleba


Była sobie Ewa. Odkąd pamięta, miała dach nad głową. Tak, swoje pierwsze miesiące na świecie spędziła w akademiku, ale tego nie pamięta: tuż po jej narodzeniu rodzice przenieśli się do małego, kilkupokojowego domku. Tam miała swój pokój, miejsca na zabawki i taką miękką kanapę, po której można było skakać i skakać, a mama się nie gniewała. Gdy miała kilka lat, odkryła, że jej dom ma bardzo przydatną rzecz: drzwi. Mogła je zatrzasnąć przed nosem każdemu: stadu goniących ją kolegów, albo komuś, kto szukał, podczas zabawy w chowanego. Nikt, bez zgody dorosłych, nie mógł wejść do środka. Tylko Ewa.
Minęło parę lat. Dziewczynka poznała, że drzwi są nie tylko by wchodzić - czasem można było nimi wyjść. Trzasnąć, wyjść, odciąć się od wszystkiego, co było w środku.
Wydawało jej się, że znalazła dom w innym miejscu. Tam było dużo, dużo ludzi w jej wieku. Kilku dorosłych to ogarniało i wydawało jej się, że wyłażą ze skóry, żeby młodzież czuła się tam jak najlepiej. Poznała wielu nowych ludzi, świetnie się bawiła, wreszcie czuła się zrozumiana, wysłuchana, bezpieczna - bo tam było raczej przewidywalnie.
"A może dom to nie jest miejsce?" myślała. "a może to ludzie? Tacy, że się człowiek czuje z nimi bezpiecznie, dobrze, którzy czekają, martwią się, troszczą". W tym nowym miejscu było tak: fajnie, że jesteś, ale jak Cię nie ma, to nikogo to nie obchodzi.
Życzę jej, żeby takich poznała. Ale to jeszcze zbyt mało, żeby znalazła dom. 

Rut... ona nie szukała domu. Nie szukała - ona go stworzyła. Może to jest tak:
"kto daje, ten otrzymuje,
kto wybacza, temu zostaje wybaczone"
kto tworzy bliskim dom, ten go znajduje dla siebie.

Nie, to chyba nie tak... Nie tak, że trzeba na ten dom zasłużyć. Czasem dostaje się ten wielki dar za darmo. I dla mnie to jest radość, szczęście i spełnione marzenie:) Pytanie tylko: co z tym zrobisz?

**z dnia:
D (śpiewa): "Małgośka, mówią mi, on nie wart jednej łzy"
pani G: Pięknie o mnie śpiewasz, ale pośpiewaj też coś o innych Paniach.
D (śpiewa): "O Panie, to Ty na mnie spojrzałeś"


niedziela, 16 marca 2014

Wiesława

Nie znalazłam znaczenia tego imienia potwierdzonego autorytetem...
Ona wie, w czym jest sława, dobro, prawda. Zna sprawy, które dają sens życiu.

Come back to Rut. Wyobraźcie sobie, że przyjeżdża tu do Polski jakiś książę z bajki (np. student medycyny z Norwegii) ze swoją rodziną. Nic, tylko brać, zwłaszcza, że ma przemiłą mamę (Noemi - słodka).
Rut decyduje się na to małżeństwo.  Niestety, jej mąż szybko umiera. Zostaje sama z teściową.
I co robi? Idzie z nią do obcego kraju, tam, gdzie wie, że nigdy jej nie przyjmą, nigdy nie będzie jedną z nich, nigdy nie przestanie być przeklęta.
I idzie.  Może wrócić do rodziców, ponownie wyjść za mąż, zacząć od nowa. Nawet Noemi mówi jej, że powinna to zrobić, że nie musi z nią iść.
Ale Rut idzie tam, gdzie widzi sens i dobro. Choćby inni go nie widzieli. Czy była pewna, że robi dobrze? Czy miała to wewnętrzne przekonanie? Pokój w sercu? Nie miała wyrzutów sumienia, że zostawia rodziców? Czy nikt jej nie wypomniał, że to wbrew zwyczajom i tradycji? Nie żal jej było zostawiać to, co już zbudowała, do czego przywykła? A jeśli wskazówki Noemi, jej rady, co do zachowania w nowej rzeczywistości, okażą się nieaktualne? Albo zbyt trudne? Czy czuła się niezrozumiana? Samotna?

Czy czasem warto nie zadawać sobie pytań? Tylko iść.


sobota, 15 marca 2014

"Nie można pokochać gotowania zupy"

No pewno, że nie. Zwłaszcza co dwa dni do końca życia.

"Ale można pokochać tego, dla którego się ją gotuje" (A. Szustak).

*Dzięki P. Pożycz mi tą książkę koniecznie!!

piątek, 14 marca 2014

Paulina

Paulina - "należąca do Pawła"

Imię, na które oburza się każda feministka:)

Uwaga, feministki! Podpowiadam kolejny cel ataku: przysięga małżeńska. Konkretnie jej początek, bo to: "ślubuję miłość, wierność, itp" jeszcze można zaakceptować. Ale popatrzmy na pierwsze zdanie. Nie ma tam: dziubku, tygrysku, misiaczku, żabciu... luby mój, miła moja (dla zwolenników słów bardziej podniosłych). Nie -  jest tylko wielkie, egoistyczne: JA.
A co dalej? Może: będę Ci pomagać, będę Cię wspierać, będę prać Twoje brudne skarpetki.... Absolutnie. Jest: Ja BIORĘ Ciebie... Ja biorę - i Ty będziesz mój, Ty będziesz moja.
Hmm... przedmiotowo to zabrzmiało. W oczach obrazki zgnębionej kobiety, która lata pomiędzy kuchnią i pralnią, a w przerwie przynosi piwo swemu panu i władcy. Albo z drugiej strony jego, jak z kwiatami i kawą w ręku pędzi odebrać lubą od kosmetyczki, wieczorem odrabia z dziećmi lekcje, a ona baluje w klubie z koleżankami, a po nią przyjedzie o 3 nad ranem, to ma do niego pretensje, że nie wyprasował sobie krawatu. (prościej wymyślić wersję uciemiężonej kobiety, niż mężczyzny. Genderysto! Na pomoc!)
Jakim cudem zatem małżeństwo ma sens? Ano bo zabierają sobie siebie nawzajem. Jeśli oboje będą pamiętać o tym, że są darem, nie dojdzie do uprzedmiotowienia.
Ona go bierze i daje siebie w zamian, on ją bierze i daje siebie w zamian. Piękne, co? Ciekawe, jak wyjdzie w praktyce:)

Paweł - mały, drobny, niewielki wzrostem
Zatem:
Paulina - należąca do tego, kto jest mały, drobny, niewielki wzrostem a może lepiej: kto się nie wywyższa; kto potrafi stanąć w prawdzie z samym sobą; kto jest jak dziecko w ręku Boga.

Nadinterpretuję? Może.

czwartek, 13 marca 2014

Łoże, Moab i Skrzypce

To był jeden z tych dni zaczętych nienormalnie wcześnie (tzn. przed 7:30), gdy nagle okazuje się, że to całe wstawanie jest zupełnie niepotrzebne. Innymi słowy: ciocia odwołała wizytę, a ja już nie mogłam zasnąć. Wpatrując się w niebo nade mną ... prawdopodobnie niebieskie, nie wiem do końca, bo czystość okna dachowego zostawia wiele do życzenia... ... ale żeby je umyć potrzeba drabiny, albo narzeczonego wysokości 2,20m... więc porzucając tą podwójną dygresję: leżałam i myślałam...

Wróćmy do Rut.
Jest jeszcze jeden dowód tego, że miała przerąbane już na starcie. Pochodziła z miejsca, które było przeklęte. Moab... ziemia pustynna, pogańska, odrzucona tak bardzo, że nikt z Moabitów nie mógł być przyjęty do Narodu Wybranego.
Ilu ja znam ludzi, którzy pochodzą z takich "Moabów": z rodzin alkoholików; z zapadłych wsi na końcu świata; z miejsc, gdzie rzadko które dziecko widzi ojca częściej niż dwa razy na rok; z rodzin, gdzie choroba psychiczna rodzica niszczy relacje i każe dzieciom dojrzewać szybko, zbyt szybko.
Niesie się ten "Moab" ze sobą, Inni Cię wg niego oceniają:
Usłyszałam, jak mama i babcia rozmawiają o moim chłopaku. To było straszne. Mówiły, że na pewno mnie skrzywdzi, porzuci, że "źle mu z oczu patrzy". A to wszystko dlatego, że jego ojciec się rozwiódł. Mama i babcia stwierdziły, że to się przenosi genetycznie (A.).
Jak można tak skreślić człowieka na starcie?


To tak dla rozluźnienia (jeśli ktoś lubi lata 60.):
https://www.youtube.com/watch?v=Oy_ArpznZUs

Kobieta jako "Poetry in motion". Soooo sweet:)

środa, 12 marca 2014

Rut

Kobieta o imieniu bez znaczenia. Czyli bez roli, jaką ma się pełnić we wszechświecie. Bo w Biblii nie jest tak, że Bogu podobało się imię Ewa: "o, Ewa, Ewa, ładnie brzmi". Imię to misja do spełnienia, sens istnienia we wszechświecie (i to nie moje pobożne wymysły, tylko Słownika Teologii Biblijnej). I tak:
- Ewa - to matka wszystkich żyjących,
- Maryja - to uwielbiona, wywyższona,

a taka Rut? Imię bez znaczenia. Pustka. Czy Bóg nic od niej nie chce? Czy to nieważne, że istnieje?

Zabawne, podobnie jest z moim imieniem. Maja. Brak źródłosłowu. To jest naprawdę ironia losu, że po prostu uwielbiam znajdować znaczenia imion, a moje jest właśnie takie... Ale oczywiście, jeśli ni Grecy, ni Rzymianie, ani nawet Hebrajczycy nic mi nie mówią o moim imieniu, to pytam języków współczesnych.
Maja to:
- po hindusku - majak, ułuda, zjawa,
- po hiszpańsku - stokrotka albo prostytutka (tu źródłem książka J. Gaardera),
Majka to:
- po rosyjsku - podkoszulek,
- po chorwacku - matka

Zdecydowanie wolę "Majka":)

** Ale ze mnie gapa. Przecież Grecy mieli boginię o imieniu Maja. Jest znana głównie z bycia matką Hermesa.

wtorek, 11 marca 2014

Pozdrowienia dla moich pierwszych czytelników. Patrząc na statystyki prawdopodobnie było to ABW i Michelle Obama:)