piątek, 26 września 2014

Najgorszy dzień

Zdarza się, wbrew nazwie, bardzo często. Nie, to nie dziś, bo w Najgorszym Dniu się nie pisze. Bo to złożona przyjemność. W Najgorszym Dniu nie ma miejsca na nie. Jednie można sobie coś odmóżdżającego włączyć, albo zjeść w biegu rogalika z czekoladą.
W Najgorszym Dniu trzeba wiele zrobić. A to są ważne rzeczy, albo takie, że jak się nie zrobi, to potem będzie dużo problemów. Jest się nerwowym, więc obrywają najbliżsi, którzy nie zawsze potrafią się odnaleźć.
Praca do wykonania zwykle wymaga wielu umiejętności. A do tego jest się już zmęczonym... Najgorsze dni mogą poprzedzać niewyspane noce, albo towarzyszą im lekkie przeziębienia (nie takie, żeby trzeba było się położyć, ale skutecznie utrudniające życie).
Niewiele zależy od Ciebie. Przyjaciele akurat dziś zawodzą, ludzie, z którymi współpracujesz, ewidentnie nawalają, Ci, których kochasz, irytują, jak rzadko.
W Najgorszym Dniu zwykle coś nie wychodzi. Albo idzie nie po naszej myśli.

Ważne, żeby tak się nie kłaść. Bo wtedy i następny dzień może być Najgorszy.

Jakie zatem są dobre leki na Najgorszy Dzień?
- dwie szklanki wina (pod wieczór),
- dobra kreskówka Disneya,
- wypłakanie się komuś, kto naprawdę ma czas i cierpliwość,
- bycie zamkniętym w kościele nocą, przy zgaszonym świetle...

więcej Najgorszych Dni nie pamiętam:)

4 komentarze:

  1. "Ważne, żeby tak się nie kłaść." --> to zdanie i chyba wszystkie "ślubne" notki sprawiły że od razu chce napisać cytat z Twojego ślubnego kazania brata B., nie wiem czy Ty go pamiętasz, ale ja zapamiętałam doskonale, mam wrażenie, że Bóg chciał, żeby go zapamiętała, żebym wiedziała, że jest takie ważne. A więc, brat powiedział, żeby nigdy nie iść spać pokłóconym, żeby tak jak Św. Franciszek, zawsze tą drugą osobę ukochać, nawet jak irytuje, nawet jak zupa zasłona, czy skleroza żeby zawsze pod kłaść się w miłości i tego swojego "trędowatego" umiłować. Ja pamiętam wiele, zbyt wiele Najgorszych Dni, które niestety rzadko kończyły się szklanką wina czy kreskówką, wypłakać też nie szło się komu więc czasami śmieje się, że cztery ściany mojego pokoju są moimi najlepszymi przyjaciółkami bo wszystko widziały i słyszały. Obiecuje jednak, przy najbliższym Najgorszym Dniu zastosować się do raz Pani Psycholog Majki i nie dać za wygraną, położyć się już będąc pogodzona ze swoją/swoim trędowatym.
    P.S. Ups chyba za bardzo się otworzyłam. I na pewno zapomniałam podpisać pod poprzednimi komentarzami. Więc...to ja, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A., zgadłam, że to Ty:)
      Jaki tam ze mnie psycholog... no dobra. Dyplomowany. Ale o związkach i relacjach, wiem tyle, ile się nauczyłam na własnych błędach:)
      Hmm... czasem się nie da pogodzić. Warto jednak zadbać o swoje samopoczucie.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Psycholog najlepszy na świecie! :) Masz rację, to zawsze zależy od dwóch stron. W moim przypadku często jestem nimi obiema na raz. Niezrozumiałe wyrzuty sumienia, czy nieracjonalne, wmówione przez mamę argumenty sprawiają, że sama ze sobą nie umiem się pogodzić... ale to już rozmowa na inny czas. Ściskam mocno! A.

      Usuń