poniedziałek, 27 kwietnia 2015

o braniu całej ręki

Pewnego dnia pewną dziewczynę (nazwijmy ją Zuzanna) naszła myśl, żeby zrobić coś dobrego. Znacie to uczucie? Mnie też czasem nachodzi. Zuzanna wzięła więc do ręki lokalną gazetkę. Był tam dział: "Pomocna dłoń" i ogłoszenie, że pewna samotna staruszka potrzebuje wsparcia przy codziennych obowiązkach. Zuzanna zadzwoniła pod podany numer, okazało się, że odebrał syn staruszki, dość miły gość. Bardzo się ucieszył, że ktoś sam z siebie oferuje pomoc, bo trochę nie miał nadziei, że to ogłoszenie coś da. Zuzanna powiedziała, że byłaby w stanie robić 2-3 razy w tygodniu drobne spożywcze zakupy i zanosić je tej Pani. Syn powiedział, że ok, super, to bardzo pomoże. Wspomniał też, że z jego mamą trzeba raz w tygodniu jeździć do lekarza na drugi koniec miasta. Niestety, w godzinach jego pracy, więc może Zuzanna albo ktoś z jej bliskich mógłby to zrobić? Zuzanna uprzejmie odpowiedziała, że nie ma takich możliwości czasowych.

Zaczęło się robienie zakupów. Staruszka okazała się bardzo miła i niekłopotliwa. Zuzanna poznała też inne osoby, które pomagały jej w codziennym życiu. Atmosfera między nimi była rodzinna, wydawali się dobrze zorganizowani. W rozmowach powracał jednak problem wizyt u lekarza. Kobieta, która zwykle jeździła ze staruszką (tydzień w tydzień) nie miała już czasu, by kontynuować tą pracę w takiej intensywności.

Akurat po miesiącu pomagania wypadały urodziny staruszki. "Pomocnicy" umówili się, że przyjdą do niej wszyscy razem z kwiatami. Zuzanna też się wybrała. Podczas składania życzeń, syn staruszki zapytał Zuzannę, tak że wszyscy słyszeli, czy mogłaby ona, albo ktoś z jej bliskich,  jednak przemyśleć pomoc w dowożeniu jego mamy do lekarza, bo Pani, która tym się zajmuje, już nie może tego dalej robić. Ze względu na okoliczności, Zuzanna powiedziała, że raczej nie, ale jeszcze o tym porozmawiają.

Po składaniu życzeń przyszedł czas na luźne rozmowy "przy kawce". Zuzanna podeszła wtedy do "Pani od dowożenia do lekarza" i powiedziała, że rozumie jej trudną sytuację, ale ani ona, ani nikt z jej bliskich nie jest w stanie pomóc ze względu na brak czasu. Zasugerowała ponowienie ogłoszenia w gazecie. Pani zgodziła się z nią i stwierdziła, że takie ogłoszenie już jest wystosowane - ma się wkrótce ukazać.

Do Zuzanny ponownie podszedł syn staruszki i poprosił ją o przemyślenie, czy by nie mogła pomóc w tym dowożeniu. Ona ponownie, uprzejmie odmówiła (za siebie i swoich bliskich). Widząc, że potrzeba jest duża, zaproponowała, że porozmawiają o tej sprawie za ok. 3 miesiące, gdy odejdzie jej część obowiązków.

Już przy drzwiach nawiązała się rozmowa między Zuzanną a siostrą jednej z pomagających Pań. Wspominała ona osoby, które kiedyś pomagały, ale niestety musiały zrezygnować. "Ważne jest, żeby człowieka na początku nie zajechać" powiedziała "nie dawać mu na początek zbyt wiele, bo nie udźwignie". "No właśnie" odpowiedziała Zuzanna trochę się tłumacząc "dlatego ja nie chcę się angażować w odwożenie staruszki do lekarza". Wtedy ta siostra zmieniła zupełnie front i zaczęła mówić, że nie, że to nie jest wcale problematyczne, nie ma co się tego obawiać... Zuzanna, zmęczona tą całą sytuacją, szybko się pożegnała.

Dwa dni później dostała sms-a od Pani od dowożenia o takiej treści: "Dziś wieczorem Pan K. pomaga mi odwieźć staruszkę. Może niezobowiązująco pojechałaby Pani, albo ktoś z Pani bliskich, z nami, żeby zobaczyć, jak to wygląda?"

Powiedzcie czy to, że Zuzannę trafia jasny szlak, innymi słowy: dawno nie była tak wkurzona, jest uzasadnione? Czy może jest nadwarażliwa na własnym punkcie? Bo ja już nie wiem, co o tym myśleć i co jej poradzić...


piątek, 24 kwietnia 2015

piosenka antyfeministyczna

https://www.youtube.com/watch?v=72kZw26IQa0

W liceum na akademii pewien profesor literatury nazwał Helenę "workiem", który był przerzucany bezwolnie z miejsca na miejsce.

Można też z innej strony: która z nas nie chciałaby być tak kochana, żeby "brali się za łby dwaj najwięksi rycerze na całej Ukrainie?"

A można w ogóle nie rozkminiać, tylko włączyć serce i się wzruszyć... Właśnie to robię.

środa, 22 kwietnia 2015

o alergii na miłość

Psycholodzy, psychiatrzy, studenci i profesorowie, naukowcy - stada ludzi - a wciąż nikt nie wie, co jest przyczyną depresji. Jasne, znamy to, co SIĘ DO NIEJ PRZYCZYNIA: geny, indywidualny sposób myślenia, biologia, wydarzenia życiowe. To nigdy tylko jedna z tych rzeczy (no nie mamy przyczyny).

Opisywano ją na wiele sposobów. Przytoczenie ich zajmuje tomy podręczników. A ja ją widzę jako alergię - właśnie na miłość. Analogia pozornie banalna i nielogiczna ale będę jej bronić, bo tak to czuję.

Mechanizm biologiczny alergii jest mniej więcej taki, że kontakt z alergenem, np. pyłkiem, powoduje nadmierną reakcję organizmu. W depresji taką reakcją jest poczucie winy, a pyłkiem miłość lub jej brak.

Na czym to polega w praktyce? Na życiu z przeświadczeniem, że się na miłość nie zasługuje. Dobry gest z czyjejś strony budzi poczucie winy - bo się na niego właśnie nie zasłużyło. Gdy brak takich gestów - oto potwierdzenie beznadziejności! Poza tym osoba z depresją oczekuje, że zostanie potraktowana bez miłości, np. oceniona, osądzona, wyśmiana za najdrobniejszy błąd, więc mamy
a) poczucie winy, że się jest takim nieidealnym,
b) perfekcjonizm, by to ukryć.

A miłość własna? Też alergia. Zatroszczenie się o siebie powoduje... poczucie winy, bo przecież powinno się spędzać czas na odpłacaniu innym za miłość (na którą się nie zasłużyło). I już nie pytaj, do czego prowadzi brak troski o siebie.

I nie zastanawiaj się zbyt mocno, co się dzieje z osobą, która żyje w nieustannym poczuciu winy a 90% zdarzeń wokół "potwierdza" w niej jej beznadziejność. Żeby nie było za łatwo: ona często nie ma nadziei, że to się kiedyś zmieni.

Ale my wiemy, że to nieprawda. Z depresji można wyjść, można ją leczyć. Nie ma, NIE MA TAKIEGO DNA, Z KTÓREGO BY SIĘ NIE DAŁO POWSTAĆ. Nie wolno nam sobie wmówić, że jest inaczej.

Konkret 1: lekarz, psycholog, psychiatra.
Konkret 2: Odczulanie polega na tym, że podaje się małe dawki alergenu - organizm się przyzwyczaja. Tak więc można dawkować po troszku miłość. Po troszku ją przyjmować.

niedziela, 12 kwietnia 2015

o wiaderkach

Jest taka teoria, która głosi, że każdy z nas ma WIADERKO. Nie takie zwykłe, jak to używane do mycia podłóg albo trzymania w nim proszku (ja tak właśnie korzystam:)). Jest nieco inne, ale ma ważną cechę wcześniej wymienionych wiaderek: trzeba je czymś napełnić, a najlepiej napełniać okresowo. Gdy położy się je w kącie i będzie się kurzyć, to się zniszczy i nie spełni swojej funkcji, prawda?

Puste wiaderko to taki prosty symbol pustego miejsca, które jest w nas; wielkie pragnienie miłości, czekające na wypełnienie. Myślę, że bez względu na płeć, wiek, wykształcenie... każdy z ludzi chce być kochany. Choć różnie tą miłość rozumiemy (zaraz o tym będzie), ale mamy takie przeczucie, że jeśli ją osiągniemy, a właściwie - będziemy otrzymywać, to BĘDZIEMY SZCZĘŚLIWI.

Problem w tym, że wiaderka są różne: każdy z nas ma inne. Jedni np. są przytulaczami - czują się kochani, gdy ktoś im okazuje czułość i bliskość dotykiem, inni są słuchowcami - potrzebują słuchać miłych słów, jeszcze inni jako wyraz miłości uznają akceptację swojej osoby i swoich działań. Znam też osoby bardzo potrzebujące współuczestnictwa, czyli wspólnego spędzania czasu na sprawach, które ta osoba lubi. Poznałam też introwertyków, którzy czują się kochani, gdy nie przeszkadza się im żyć i robić tego, co im się podoba. Są również prezentowcy - nie w tym sensie, że trzeba im kupować co chwila samochody, ale czują się kochani, gdy ktoś im to okazuje obdarowując ich - uwagą, czasem, miłymi drobiazgami. Widziałam dość dużo ludzi niewysłuchanych, którzy bardzo, bardzo potrzebowali podzielenia się swoim wnętrzem, itd., itd.

Można zauważyć, że raczej niewielu spotykamy psychopatów, którzy rozmyślnie chcą szkodzić drugiemu. Więcej - staramy się sprawić bliskim radość - "napełniać ich wiaderka". Skoro jest tak dobrze, czemu jest tak wielu ludzi "niedokochanych"? Bo "napełniamy innym wiaderka" tak, jak sami byśmy chcieli mieć napełnione. Innymi słowy: OKAZUJEMY MIŁOŚĆ W TAKI SPOSÓB, W JAKI SAMI BYŚMY CHCIELI BYĆ NIĄ OBDAROWANI.

Tym sposobem można się bardzo rozminąć przy naprawdę dobrych chęciach. Np. znam taką parę. Ona generalnie twierdzi, że mają mało pieniędzy. Po prostu subiektywnie uważa, że brakuje na jej potrzeby. Jej chłopak widzi to (a raczej nieustannie o tym słyszy), dlatego ciągle załatwia sobie dodatkowe "fuchy" po godzinach - żeby jej zrobić przyjemność. Tyle, że trochę przegina, bo lubi swoją pracę i siedzi w niej naprawdę zbyt długo. Na to ona (bo go kocha), stara się mu tą pracę obrzydzić, żeby w niej tyle nie siedział i zadbał też o siebie. Wyobrażacie sobie, jak można się tak rozmijać?? Oboje są motywowani, jasne nie na 100%, ale jednak w dużym stopniu, miłością do drugiej osoby. Żadne z nich jednak nie czuje się kochane.

Już lądując: odkrycie, jakie "wiaderko" ma druga osoba i zaspokajanie jej potrzeby bycia kochaną w ten właśnie sposób - to właściwie recepta na dobrą relację. I nie mów, że ktoś to może egoistycznie wykorzystać, tzn. jak będę właściwie obdarowywać, to ta osoba będzie mnie lubić albo spełniać chętniej moje życzenia. Spróbuj żyć w ten sposób przez tydzień - zobaczysz, jaki to wysiłek. Czy da się tak przez całe życie? Pod jednym warunkiem: pełne wiaderko łatwo się przelewa.


poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wielkanoc - czym jest dla mnie?

(Mój artykuł, który ukazał się w lokalnej gazetce parafialnej. Pan Zenon i Pan Piotr to autentyczne osoby, z którymi wcześniej rozmawiałam.)

Gdy wpiszę  w Googlach  słowo „WIELKANOC”  pojawiają się  śliczne kurczątka, słodkie króliczki, fajuśne pisanki. Słowem:  kolorowy, bezproblemowy świat – zauważa Pan Piotr. Czy o to naprawdę chodzi w tych dniach?

            Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy cofnąć się w czasie o 40 dni. Mi się lampka zapala już w środę popielcową – mówi Pan Zenon – rozpoczyna się Wielki Post. Czas ten kojarzy nam się z wyrzeczeniami, ciszą, rozmyślaniem… Te elementy są bardzo trudne dla współczesnego człowieka. Jednak bez odpowiedniego przygotowania nie przeżyjemy dobrze Świąt Wielkanocnych – kontynuuje myśl mój rozmówca. Kościół nam bardzo w tym pomaga: daje nam specjalnie przygotowane na ten czas: nabożeństwa, rekolekcje…

Podczas nich rozważamy dość trudną rzeczywistość: mękę i śmierć Pana Jezusa. Czasem chciałoby się o niej zapomnieć – przeskoczyć wprost do Zmartwychwstania, albo jeszcze prościej – skupić się na pisankach, palemkach i wielkanocnym śniadanku. Pan Piotr tak to komentuje: Jakże to dalekie od broczących krwią ran Chrystusa, od poniżenia,  śmiertelnego cierpienia. Pomijając te wydarzenia – nie rozumiemy Wielkanocy w pełni.

            Zatrzymajmy się na chwilę nad Wielkim Piątkiem, gdyż obaj moi rozmówcy szczególnie do niego nawiązują. Na Golgocie byli różni ludzie. Trzeba sobie zadać pytanie – kim się z nich jest? I ja sobie to pytanie zadaję – mówi Pan Zenon. Z kolei Pan Piotr prowadzi takie rozważania: Podwójne widzenie świata towarzyszyło również stojącym pod Golgotą. Ci którzy jeszcze kilka miesięcy wcześniej witali Jezusa jako króla dzisiaj krzyczą ”ukrzyżuj go, ukrzyżuj”. Ten który był Jego Apostołem wydał Go, inni wystraszyli się, uciekli- pozwolili na ukrzyżowanie Jezusa. Odnosi to potem do czasów współczesnych: Czy w dzisiejszych czasach coś się zmieniło? Myślę, że niewiele. Towarzyszą nam ciągle podwójne standardy, inaczej widzimy grzechy swoje i innych. (…) Jakże chętnie widzimy czyjeś przywary wybielając samych siebie!
            Wielkanoc jest dla mnie czasem zadumy. Czasem, gdy na moment próbuję zawiesić krytykę innych, a skupiam się na miłości bliźniego i tym, co oddziela mnie od Jezusa-na moim grzechu – mówi Pan Piotr. Co jednak mogę zrobić, gdy w tym rozważaniu właśnie widzę swój grzech, swoją słabą miłość… To naturalne – mówi Pan Zenon ­– ale nie można na tym poprzestać. Ja często jak klęczę przy konfesjonale, czuję wstyd. Ale właśnie tam się człowiek spotyka z Bogiem.
            Bóg chce się z nami spotykać – właśnie konkretnie z Tobą – właśnie w tą Wielkanoc. On wie, że czasem nam jest trudno dobrze przeżyć Święta. I chce nam pomóc. Tak mówi o tym pan Piotr: Na szczęście w czasie Wielkiej Nocy mamy ogromne wsparcie Jezusa, który  widzi człowieka cały czas tak samo, czy to było dwa tysiące lat temu, czy dziś w czasie świata spod znaku Google. Tak samo – to znaczy, że jak mnie widzi? Nie oskarża nas. Przychodzi ze swoim miłosierdziem – dopowiada Pan Zenon – Trzeba tylko trochę chcieć się z nim spotkać, trochę dać od siebie.

            Tak bardzo potrzeba nam siły, radości i wsparcia w szarych, codziennych dniach. Niech Wielkanoc stanie się ich źródłem – duchową ucztą. Tylko nie wahajmy się dać choć trochę czasu i zaangażowania temu, który jest w centrum obecnych dni, Panu Jezusowi.  On dziś pyta: czym jest dla Ciebie moja śmierć i zmartwychwstanie?

czwartek, 2 kwietnia 2015

No i co robisz?!

Siedzisz na kompie! Nie wiesz, że zbliża się Wielkanoc? Największe Święto EVER? Co Ty tu jeszcze robisz?!

No co... co tylko chcę:)
Przecież mi nie zabronisz. Nawet On mi niczego nie zabronił. Więc mogę od Niego odejść, mogę Go zostawić, mogę Go nawet skrzywdzić. Kiedyś dał mi wszystko - to znaczy - mnie. Dzięki Niemu istnieję. 

I chyba trochę dzięki mamie i tacie:)

Tak, racja. Nawet w tej kwestii nie chciał sam decydować.

Ale chyba nie o tym miało być...

Nie, jasne. Miało być o tym, że mogę, naprawdę mogę, zrobić z Nim co chcę. A On i tak będzie mnie kochał. Mogę odejść. Mogę Go zostawić. Mogę Go nawet zabić. Nieważne. Wstanie z martwych po co? Po to, żeby mnie kochać.

I co chcesz z tym zrobić?

Śpiewać. Śpiewać dla Niego. Z radości, że jest, że żyje, że jest dla mnie pełnią życia i pełnią szczęścia. 

Wiesz co, mam wątpliwości, czy to się nadaje na bloga...

Na szczęście w Jego wolności jest też wolność do popełniania błędów - wolność od perfekcjonizmu. Ostatnio bardzo ją odkrywam. I tak... może to nie jest wpis wysokich lotów, może nie po to jest blog, ja nie wiem, jest 23:12, wstałam przed 7. mam za sobą ciężki dzień w pracy, setkę telefonów, prasowanie, przemoczone buty i lekarza, padam ze zmęczenia - a dzięki Niemu coś we mnie Śpiewa. 

Ok. Ok. Jak musisz, to opublikuj, ale ja nie odpowiadam za konsekwencje.

Nareszcie! Konsekwencjami zajmie się ktoś Inny. Zostaw tą wieczną kontrolę! Odpuść. Jest tylko tu i teraz. Jeśli chcesz, ale tylko jeśli chcesz, pozwól mu działać. 

Ech...

https://www.youtube.com/watch?v=XtwIT8JjddM&spfreload=10