środa, 25 marca 2015

o tym, co przed początkiem

Kochane(ni),
dzisiaj mamy wielkie święto.

Często jest tak, że gdy dzieje się coś ważnego, wracamy do wydarzeń poprzedzających i mówimy: "ooo, gdyby nie tamto wcześniejsze, to dzisiejsze by nie wyszło!" Na tej zasadzie pewien ksiądz o anatomicznym nazwisku przekonuje, że gdy sportowiec dostaje medal, to powinni go dostać też jego rodzice; przecież gdyby nie oni, to jego by nie było.

A dzisiaj świętujemy i gratulujemy pewnej kobiecie, która zgodziła się przyjąć pewne maleństwo, które poczęło się pod jej sercem. Życzymy wszystkiego dobrego. I żeby jej chłopak się sprawdził, jako ojciec. Żeby jej rodzice jakoś znieśli tę radosną wiadomość, że jest w ciąży przed ślubem. Żeby nie miała porannych mdłości. Ani wieczornych. Żeby jej nogi nie puchły. Żeby nie przytyła za bardzo, bo potem ciężko zrzucać. Żeby się nie bała za bardzo porodu. Żeby się nie martwiła, czy będzie dobrą mamą. Bo będzie:)

Och, wiecie o kim mówię, prawda?

Dziękuję M., że tak wybrałaś.

***
W ramach codziennego robienia czegoś, co przeraża: jutro mam pogadać o zmianie grafiku. Ciekawe, czy się zbiorę?

niedziela, 22 marca 2015

o nieodwołalności

Kiedy kogoś pokocham,
to na zawsze.
Albo nigdy nikogo nie pokocham.

W zagonionym świecie
takim, jak ten
miłość kończy się zanim się rozpocznie
i zbyt wiele pocałunków przy świetle księżyca
wydaje się stygnąć w słonecznym cieple.

 Kiedy oddam swoje serce
to całkowicie
albo nigdy nie oddam swojego serca.

O pozwól mi oddać moje serce.
(When I fall in love, Edward Heyman, moje swobodne tłumaczenie)

Zapytałaś mnie, dlaczego się wtedy denerwowałam. Hmm... było wiele powodów. Ale taki najpoważniejszy, to nieodwołalność tamtej decyzji. Dosłowna. 
Nie wiem... niektórzy mówią, że to trudniejsze, niż pozwolenie sobie na zmianę, na to, że nie wyjdzie. Nie wydaje mi się. Przecież łatwiej jest żyć w sytuacjach znanych, bliskich, oswojonych, niż uczyć się wciąż nowych. Zanim poznasz drugiego człowieka, nawiążesz z nim więź, ustalisz wspólne ścieżki i rytuały dnia, mija przecież wiele, wiele czasu. Nie wspominając o trudzie i energii, jaki w to wkładasz. Mam wrażenie, że dużo większym wyzwaniem jest zacząć ten proces od nowa (a przecież już nie od zera), z kolejną osobą. I kolejną. I kolejną.
Dobrze, mówią zatem, ale stałość jest po prostu nudna. I tu nie wiem... Bo przecież lepiej jest poznać bardziej, niż wiecznie ślizgać się po powierzchni. Tak jak ciekawsze wydaje się zanurzanie w głębię jeziora, w porównaniu z pływaniem po jego tafli. Nie wierzę, gdy mówią, że tam jest tylko ciemność. Zwykle Ci, którzy zbyt krótko ją poznawali, zatem nie przyzwyczaiły się ich oczy do patrzenia w niej i odkrywania jej skarbów. Albo Ci, którzy wybrali niewłaściwą głębię.

poniedziałek, 16 marca 2015

o codziennym robieniu czegoś, co przeraża

Na pewnym wyjątkowo kobiecym spotkaniu oglądałyśmy krótki filmik motywujący. Zawierał on wiele pozytywnych rad, z czego najbardziej chyba rzucało się w oczy, znane już z Pomarańczarni: "Rzuć wszystko i chodź się całować".

Ale poza tym moje oczy uderzył tekst: "codziennie rób jedną z rzeczy, które Cię przerażają". Na początku strasznie mnie to przeraziło:), bo przypomniały mi się właśnie wszystkie przerażające rzeczy, jakie mi się tłuką po głowie, z poproszeniem szefa o zmianę grafiku na czele. Na szczęście tam nie było napisane: "najbardziej przerażającą rzecz, jaka właśnie paraliżuje Twój umysł".

Potraktowałam to jak wyzwanie. Jako pierwszą przerażającą rzecz - wzięłam na serio to, że mogę codziennie robić jedną z pozostałych przerażających rzeczy:) No może nie codziennie... To byłoby perfekcjonistyczne:)

To było przedwczoraj. A dzisiaj? Zrobiłam dwa telefony w pracy pod okiem szefowej:) Brr... oczywiście, poszły średnio, raczej nie najlepiej, ale - o dziwo, nie dostałam ochrzanu, a szefowa podpowiadała mi "migając", co mam mówić:)

Jutro zamierzam iść w miejsce, gdzie ostatnio odrzuciłam propozycję pracy (ze względu na podłogowo niskie wynagrodzenie). Mam tam coś do załatwienia. Choć jest mi strasznie głupio i trochę się boję, że mnie tam rozpoznają:)

Rozkręcam się:) Ciekawe, jak to się skończy...

***
Ach, to były czasy...
https://www.youtube.com/watch?v=2Hvc1ujO_s8

niedziela, 15 marca 2015

Ale Ale Aleksandra

Aleksandra - broniąca mężów 

Serio serio:) Z greckiego: ALEKSANDROS czyli "aleks-" - bronię, wspomagam i "aner"/"andros" - mąż, mężczyzna. 

wtorek, 10 marca 2015

o tym, co najważniejsze znów

Pewien wysoki rangą amerykański duchowny głosił kazanie w wypełnionym po brzegi kościele. Opowiedział tę historię mniej więcej tymi słowami:

Znam kobietę, która  w swoim życiu trzykrotnie odmówiła aborcji. Miała tak jakby trzy "okazje", była do niej namawiana, ale się nie zgodziła. Za pierwszym razem zdarzyło się to wtedy, gdy jako licealistka została zgwałcona i zaszła w ciążę. Mimo  dramatycznych okoliczności poczęcia i silnej presji otoczenia, aby usunęła to dziecko, postanowiła je urodzić i wychować. Tak też zrobiła. Drugi raz została poddana próbie, gdy parę lat później. Była już w związku, przygotowywała się do ślubu. Tak, zaszła w ciążę ze swoim narzeczonym, ale pod względem materialnym nie był to najlepszy moment dla nich. Mówiono jej: "masz już narzeczonego, to może weźcie najpierw ślub, potem mieszkanie, praca, niech jest tak, jak być powinno". Jednak urodziła i to dziecko. Za trzecim razem była już parę lat po ślubie, miała dwoje wspaniałych dzieci. Zaszła w ciążę po raz trzeci, jednak okazało się, że ma raka. Zdecydowała się urodzić i to dziecko. 
Wiecie, ta kobieta zasługuje na wielkie podziękowanie. Chciałbym to zrobić tutaj, wobec was wszystkich: DZIĘKUJĘ MAMO.

niedziela, 1 marca 2015

Natalia

Natalia - dzień urodzin (łac. natalis), kiedyś nazywano tak dzieci urodzone w Boże Narodzenie

Hmm... Ta informacja zaktywowała dziką kreatywność:
Wielkanoc - Salwator (tak, tak, to imię, nie tylko dzielnica. Że co? Nie, Krowodrza, nie),
Dzień Wojska Polskiego - Zdobysław,
Pierwszy Dzień Szkoły - Abulia (dobra, to nie imię, ale pasuje, prawda?)
Sylwester - hmmm....

nie, jednak nie myślę...
mózgu! Gdzie jesteś?