wtorek, 30 września 2014

Ania

Anna - z hbr. (hannah) łaska 

Za moich czasów gimnazjalnych, nie znając imienia dziewczyny, opłacało się strzelać w "Ankę" lub "Kaśkę". Zwykle się trafiało:) W liceum poszła ta tendencja jeszcze dalej: miałam w klasie 3 Anie i 3 Kasie (i 2 Asie i 2 Ale, Emilkę, Patrycję, Milenę, Magdę, Dorotę, Iwonkę, Justynę i trzy dziewczyny, których imion za Chiny ludowe nie umiem sobie przypomnieć...).

Z tym imieniem kojarzą mi się trzy postacie. Jedna to Ania z Zielonego Wzgórza, w której zaczytywałyśmy się, gdy byłyśmy małe. Okazywało się, że pewne problemy są niezmienne dla każdej epoki (odrzucenie przez przyjaciół czy utrata panowania nad sobą wobec wrednej sąsiadki), a inne bywają specyficzne (zgorszenie wywołane noszeniem prawdziwych kwiatów na kapeluszu). To był też jeden z pierwszych naszych romansów. Kto nie miał uśmiechu na twarzy, gdy Ania wreszcie zeszła się z Gilbertem? No kto? Ja muszę przyznać, że moja mama mi nieco zaspoilowała; opowiadałam jej z przejęciem przeczytaną scenę, gdzie Ania rozbiła Gilbertowi tabliczkę na głowie. Mówiłam, że pewno mimo to się polubią. A mama odpowiedziała: "Tak, a Gilbert nawet zostanie Ani mężem!" Oj, szok...

Druga postać to Anna Karenina, znana mi, wstyd mówić, tylko z filmu z Keirą (nie potrafię upolować książki:( ). Historia jest przepiękna, choć przesmutna. Też romans, ale z "ciemnej strony mocy": Anna zakochuje się z wzajemnością we Wrońskim, a jest mężatką, ma też synka. Wydaje się, że jej uczucie tylko niszczy - małżeństwo, rodzicielstwo, rodzinę, nawet jej relację z ukochanym. A jednak nie do końca...

Trzecia Anna to oczywiście święta Anna, którą spotkałam na... Górze św. Anny. Ilekroć jeździliśmy tam (stado młodzieży) braciszkowie w burych habitach nieodmiennie prowadzili nas do niej - jak do babci. Uczyli też nas (dziewczyny) króciutkiej modlitwy, którą powtarzałyśmy wielokrotnie z determinacją:
"Módl się za mnie święta Anno,
bym nie była starą panną."
Niejedna z nas, rozglądając się po pobożnych chłopakach w kościele wzdychała:
"Przyjechałam szukać męża,
a wokoło sami księża"
Na szczęście Pan Bóg wszystkich nie pozabierał:) A modlitwa działała... oj, działała. I wciąż nie jest przeterminowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz