wtorek, 21 października 2014

Żyj

Ale o czym tu pisać? Jeżeli jestem w stanie uderzać palcami w klawiaturę (bez patrzenia:)), to raczej daleko mi do umarłego, a jeśli to czytasz, to zapewne też żyjesz. A jednak! Dotarło dziś do mnie coś ważnego. Dobijało się już od dawna, tylko nie rozumiałam. Przed chwilą poskładało się i dało całość, a ja zrobiłam wielkie: "wow [czyt. łał]"

Jak bywam zombie:
Pierwsze miejsce na liście książek o najdziwniejszych tytułach w 2005 roku zajęło: "Ludzie, którzy nie wiedzą, że nie żyją: W jaki sposób wiążą się z nieświadomymi przechodniami i jak sobie z tym radzić" pióra G.L. Hill'a. Druga część tytułu absolutnie mnie nie interesuje. Natomiast pierwsza... Czyżbym twierdziła, że zbliża się apokalipsa zombie? Bynajmniej. Ona trwa. 

Sama czasem zombie bywam. Zwłaszcza w trudnym czasie, a takiego ostatnio było mnóstwo. Jak to się dzieje? Tworzę sobie pancerzyk, ochronkę, prywatną powłoczkę, przez którą nic nie przenika i nastawiam tryb: "przetrwaj". Staram się nie czuć, nie myśleć, nie przeżywać, jak Elsa z Krainy Lodu. 


Pancerze, pancerzyki... bywają różne. Niektórzy zamykają się w nieprzejmowaniu. Ciągle mówią, że wszystko im pasuje, nic się nie dzieje i nie ma czym się w życiu przejmować. A może tak naprawdę nie radzą sobie z bezsilnością. Widziałam jeszcze takich, którzy atakują nieustannie  i nawet nie widać, dlaczego się bronią. Jeszcze takie coś, jak punkt wyjścia - otworzę drzwi swojej twierdzy, gdy zdarzy się to a to. Kij z tym, że zapewne za 4 lata. Albo wcale, jeśli wcześniej nie odpuścisz. 

Wydaje się bezpieczne, ale kiedy jesteś zamknięta - umierasz. To jakby być w twierdzy z odciętym zaopatrzeniem. Widziałam ludzi, którzy za cenę pozostania za murem sprzymierzali się z wrogiem. Dostarczali sobie (pozornie!) zaopatrzenia, które pozwalało nie myśleć i nie czuć.  Tak naprawdę zabijało te umiejętności. Co to było? Alkohol, ćpanie, imprezy, nauka, praca, komputer, muzyka, zaabsorbowanie cudzymi problemami - tak, nawet to, co dobre - w nadmiarze. 

Maja, żyj!
Nie chce mi się. 
Może właśnie dlatego chciałam kiedyś iść do zakonu: bo tam będę wiedziała, co robić. Ktoś mi powie: rób tak, a tak - będzie dobrze. Wpisz się w schemat. Mała odpowiedzialność. Małe ryzyko. Stała grupa ludzi. Utrzymanie zapewnione. I zero kłopotów z ciuchami:) Zamknięcie - odcięcie od złego świata w pakiecie. 
(Srodze bym się zawiodła:))  

Widziałam dzisiaj dziewczynkę; przestraszoną i zamkniętą. Na każdy dotyk reagowała zasłonięciem twarzy. Nieustannie, czujnie obserwowała otoczenie. Powiedziałaś: siedź - siedziała, wstań - wstawała. Nie wyglądała na szczęśliwą. 

Maja, żyj!
Ale co to jest żyć? Ryzykować, rozwijać się, szukać, zmieniać, starać się, przekraczać, kwestionować?  Nie ślizgać się po wierzchu, po cudzych oczekiwaniach? Rozwalać schematy? Brzmi jak strona z poradnika samorozwoju i czuję, że nie uchwyciłam istoty. Dodam więc: pozwolić, żeby bolało. Poczuć trud, zrozumieć, że nie wyszło, przeżyć cierpienie. Bo przecież nie zawsze się uda. Ale też cieszyć się, odpoczywać do szpiku kości, śmiać się do łez i przez łzy się cieszyć. Wciąż czuję, że to jeszcze nie "życie", czegoś brak...

Maja, żyj!
Komuś bardzo na tym zależało. 

***
Trudno tak... Jak już pisałam, nie-życie jest bezpieczne. Kontrolowalne. Ale ok, zgoda, trzeba się obudzić i zrobić coś ze sobą. Jakoś się otworzyć. 
Długo to trwało i wciąż trwa. 
A co potem?

***

Nie powołuj mnie Panie proszę
niech nie wabi Twój głos na morze

Pisałaś K., że może to czas, żeby się zakorzenić. Zakotwiczyć.  Znaleźć sobie bezpieczne miejsce - owszem, pełne wyzwań i rozwojowe. Pomagać innym w wolnym czasie. Dbać o swoje, a resztę oddać potrzebującym - niech mają.

Nie widzisz tej drogi, tych skał!?
To Piotr szedł po falach ja nie jestem Piotrem

Są tacy ludzie, którzy zmienili świat na lepsze. Ale gdzie mi do nich... Może ten mój mały światek jeszcze trochę... Tak jak mówiłam - przy brzegu. 

...promyk ślizga się po falach,
wskazuje drogę...

No nie! Nie mogę, nie potrafię w ten sposób. To nie jest życie. Ja naprawdę chcę od niego czegoś więcej niż tego, żeby było spokojnie przeżyte. Bezpieczne. Wszystkie "kotwice" wydają się strasznie niewystarczające. Praca - kariera - może podyplomówka jakaś - za mało. Mieszkanie - większe mieszkanie - własne mieszkanie - domek - za mało. Wakacje w górach - nad morzem - w hotelu - w Chorwacji - w Grecji - w Ziemi Świętej - za mało. (Jedno dziecko - troje dzieci - siedmioro dzieci - żartuję, J.:))
Nie wiem, skąd ta tęsknota we mnie. Strasznie mnie wkurza. Ale jak nie znajdę właśnie tego "czegoś więcej" to po nic było i jest wychodzenie ze skorupki, przełamywanie się, ryzykowanie... 

***
Ojej, strasznie to zakręcone. Niewiele rozumiem. Chciałam tylko powiedzieć, że jest we mnie jakaś tęsknota i jak za nią nie pójdę, to zginę. Dokładnie tak. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz