piątek, 24 października 2014

Kiara

Dziś nie będziemy obracać się w kręgu świętych ani też bawić się w analizę lingwistyczną. Do napisania tego posta skłoniło mnie obejrzenie bajki z dalekiego, dalekiego dzieciństwa: "Król lew 2: Czas Simby". Film, włączony dla odstresowania i dwóch piosenek, szybko wciągnął mnie w swoje drugie dno. Odkryłam, że jest to piękna historia o dwóch rodzinach...


... i przemądrej głównej bohaterce. 

Małe i wielkie problemy
W filmie przedstawione są dwa stada - dwie rodziny. Jedna z nich to taka typowa 2+1+bliscy+dalsi. Czasem są nieporozumienia, relacje troszkę zaburzone (nadopiekuńczy ojciec), poza tym sytuacja trudna, jako że rodzina o dużym znaczeniu społecznym. Ale generalnie każdy zna swoje miejsce w tej rodzinie, ma zaspokajane potrzeby, jest kochany. 
O ile w pierwszej występowały typowe problemy, druga to po prostu patologia. U jej podstaw nie leży ubóstwo ani brak ojca, ale wypaczony sens istnienia rodziny. Chodzi w nim o zemstę, wymierzenie własnej sprawiedliwości. My - uciskani kontra oni - bogaci, którzy nas skrzywdzili. Mamy więc moralne prawo odzyskać to, co nam zabrano przemocą. Wychowanie podporządkowane jest tej ideologii. Wszelkie miłe gesty, zabawa, czułość mają sens o tyle, o ile wzmacniają jej przekaz. Dzieci uczone są walki, zabijania, nienawiści.

Beztroskie dzieciństwo?
Dzieci, jak to dzieci - dziećmi są. Na początku, choć chłoną klimat, w jakim wzrastają, są cudownie normalne. Kiara uwalnia się, jak może, spod czujnej opieki taty (w tym momencie filmu jeszcze się z nim zgadzamy - w końcu Kiara malutka). Przełazi przez zakazane granice, nie zdaje sobie sprawy ze śmiertelnego niebezpieczeństwa - jest dla niej i jej kolegi po prostu dobrą zabawą. 
I oczywiście dorosłe problemy muszą tą sielankę rozpieprzyć. Dzieci stają się "zakładnikami" podziałów.  Kończy się tak, że maluchy nie wiedzą dlaczego, ale nie mogą się razem bawić. 

Tatusie
Jeszcze słówko o głowach obu rodzin (akurat czytam "Warto być ojcem" Pulikowskiego, więc jestem na czasie z tym tematem:). Simba rzeczywiście zasługuje na to miano. Widać, że ma w rodzinie ostatnie słowo, ale... słucha swojej żony:) Łączy ich bliska, ciepła relacja. Poza tym spędza czas z córką, tłumaczy jej świat. Choć ma tendencję do nieco patetycznych wypowiedzi, potrafi się z nią beztrosko bawić. 
W drugiej rodzinie fizycznie ojca nie ma, ale tak naprawdę nad wszystkimi jej działaniami unosi się jego "duch". Staje się on postacią nieskazitelną, niesłusznie skrzywdzoną, ideałem. O ile Simba sam sobie narzuca dążenie do bycia odbiciem ojca, w rodzinie Kovu oddawanie czci zmarłemu rodzicowi jest narzucane, więcej - to filar tej wspólnoty. A obowiązki ojca przejmuje matka, ale w bardzo niedobry sposób. Nie ma w niej nic  z kobiecości, poza tym kobiecym typem nienawiści, który w delikatny i uwodzicielski sposób potrafi przez wiele lat wbijać raz po raz szpilkę w serce. 

Problemy wieku dorastania
Dwa światy przez jakiś czas żyją w separacji. Ich zderzenie nadejdzie nieuchronnie, ale póki co panuje kruchy rozejm. 
Kiara dorasta w swojej rodzinie. Klimat tam panujący sprawia, że owszem - trochę buntuje się przeciwko obowiązkom władzy wyssanym niejako z mlekiem matki. Ostatecznie jednak je przyjmuje. Rozumie. Widzi swoje ograniczenia, ale jest odważna. Jest gotowa podjąć odpowiedzialność. Tyle, że... tato trochę nawala. 
Jego nad-opiekuńczość wychodzi w najgorszym momencie. Kiara staje wobec próby "na dorosłość". Ma być sprawdzona i sama się sprawdzić. Prosi ojca, żeby nikt jej nie pilnował. On się zgadza, ale... wysyła za nią opiekunów. Kiara odkrywa to. Czuje się oszukana i potraktowana jak dziecko (w takim momencie!). 
Kovu tymczasem jest poddawany zaprogramowanej indoktrynacji. Wchodzi w dorosłość jako maszyna do zabijania.
Skrzywdzona Kiara i zamknięty Kovu spotykają się w dramatycznych okolicznościach.

Ci mniej ważni
Zrobimy tu stop klatkę, bo bardzo lubię rodzeństwo Kovu. Świetnie pokazuje, że można mieć fajne więzi, nawet w najbardziej patologicznym układzie. Nuka jest najstarszym synem. Totalnie nie rozumie, dlaczego to Kovu został wybrany przez przybranego ojca jako narzędzie zemsty. Nuka we wszystkim stara się przypodobać matce, zasłużyć na jej dobre słowo, pochwałę... Nic z tego. Ciągle mu się obrywa. Jego siostra, Vitani, znalazła lepszy sposób na przetrwanie - jest wierną wyznawczynią ideologii wpajanej wszystkim przez matkę. Wspólnie pomagają Kovu w wypełnianiu jego misji. Są od takiej czarnej, niewdzięcznej roboty. Ani nie są ważni dla matki, ani przez nią dobrze traktowani... Ale są fajnym rodzeństwem:)



Zderzenie światów
Pokrótce: młodzi się spotykają, poznają, zakochują. Udaje się przełamać niechęć ojca Kiary do syna, jakby nie patrzeć, mordercy jego ojca (zakręcone, tłumaczę po imionach: Kovu był synem Skazy, który zabił Mufasę, a Mufasa był ojcem Simby... jaśniej? nie? ... generalnie chodzi o to, że tatuś polubił chłopaka córki). Wydawałoby się sielanka. 
Ale nie. Przeszłość dopomina się o swoje. Nie da się zbudować dobrej przyszłości, zalewając przeszłość betonem, bo ten rak zawsze wyjdzie spod podłogi. Matka Kovu wykorzystuje sytuację, gdy ten rozmawia z Simbą sam na sam i atakuje tego ostatniego. Wychodzi na to, że Kovu wciągnął przyszłego teścia w zasadzkę. W zamieszaniu ginie Nuka, ostatnim tchem przepraszając matkę za to, że dał się zabić. Ciekawe, czy ona przytula go wtedy po raz pierwszy w życiu...

Wygnanie
Jest taka scena, która w zasadzie niewiele wnosi do akcji, ale jest bardzo przejmująca. To wtedy, gdy Kovu, już po feralnej zasadzce, próbuje wrócić do rodziny Simby. Po co on się tam pcha? Liczy na to, że te relacje, które podpatrzył podczas krótkiego z nimi przebywania, jakoś się i do niego odniosą. Matka wygnała go - w jego rodzinie nie ma przebacz. Ale może tu jest, może tu go wysłuchają... Na próżno ma nadzieję. Simba nie chce go słuchać. Co więcej, nie chce słuchać córki. Więzi pękają jedna za drugą...
A Kovu zostaje odrzucony przez wszystkich. "Nie jesteś jednym z nas!" pada wyrok. Piosenka wspaniale pokazuje, że nawet Ci, co stali z boku, nie rzucali kamieni, i tak byli przeciwko niemu. 

Gdyby nie Kiara...
Ona jest genialna. Wspaniała, bo... nie słucha ojca. Przecież nie widziała, jak było. Wszystkie przesłanki przemawiały przeciwko Kovu. Nie, ona nie słucha, wie lepiej, kogo pokochała. I biegnie do niego, jak tylko może najszybciej. Nie wie, co robić, jej świat się wali, więc biegnie do jedynej stałej rzeczywistości, jaką ma -  chce być z tym, którego kocha. 
I kolejna jej mądrość, która dla mnie jest największa. Kovu proponuje jej ucieczkę z tego układu. "Niech się starzy pozabijają, jeśli chcą, to nas nie dotyczy, odejdźmy stąd, zacznijmy coś nowego."
Ona jednak się nie zgadza. Bo wtedy zawsze będzie wojna. 

Chodzi o podział
Młodzi pakują się w sam środek konfliktu. Kiara genialnie obnaża jego źródło. Tu nie chodzi o to, że ONI nas atakują. Wojna jest, bo są ONI i MY. A tymczasem: "Oni to my. Jakie widzisz różnice?" pyta.

Szczęśliwe zakończenie
A jakżeby inaczej w filmach Disneya:) Choć nie obyło się bez ofiar. Generalnie jednak mamy szczęśliwą, dużą rodzinę. Wnioski: nie da się "zamknąć" w swoim dobrym układzie. Szczęśliwa rodzina z początku posypała się, gdy próbowała odgrodzić się od trudności zza płotu. Dopiero zlikwidowanie tego podziału sprawiło, że Ci krzywdzeni otrzymali sprawiedliwość, a w rodzinie nie było już problemu z nadopiekuńczością. A to wszystko dzięki mądrości jednej dziewczyny. Wcale nie najstarszej:)



Pan Bóg
Koncepcja Boga w tym filmie - nie wiem, czy zamierzona przez twórców - bardzo mi się podoba. Generalnie to jest ten, który czuwa, towarzyszy, żyje w jakiś sposób w tych, którzy są tu na ziemi. Reprezentują go zmarli, przebywający wśród gwiazd, ale też "duch życia" przenikający wszystkich bohaterów, nadający światu jakiś porządek, radość... życie właśnie. Interweniuje bezpośrednio tylko raz - pokazuje Rafiki, jaki jest jego plan na uratowanie Kovu. I... tyle. Potem już wszystko zależy od bohaterów opowieści. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz