wtorek, 28 października 2014

Zaręczyny

A co:) Napiszę.
Rąbnęła mnie dziś informacja, że taka jedna, którą niesamowicie cenię, zgodziła się zostać żoną takiego jednego, którego nie widziałam nigdy na oczy, ale jak ją znam, to on musi być w porządku:)
***
Podobnie jak do narzeczeństwa, można mieć do zaręczyn różne podejścia. Jedno jest takie, że się na nie czeka, marzy i projektuje ten moment od późnego dzieciństwa. A jak on się zachowa? A co powie? Czy uklęknie? Czy będą wokół inni ludzie? I jest pisany marzeniem scenariusz, bo przecież na każdy wariant sytuacji, trzeba sobie przygotować odpowiedź. W sumie niekoniecznie to musi być "tak", bo przecież odmowa jest niesamowicie romantyczna. Oczywiście, pod warunkiem, że nikt nie patrzy, niedoszły narzeczony nie strzela sobie w łeb (albo okazuje się kompletnym draniem), a my mamy dużą szansę na kolejną propozycję.
Dobra, wiem, upraszczam, można też marzyć pięknie o tej chwili:)

A drugie podejście - to się ani nie czeka, ani nie marzy, ani się nie jest na to specjalnie nastawioną  i nagle ŁUP! I co? I jest problem. Kurczę, wszyscy czekają na odpowiedź... Gdybym wiedziała, to pomyślałabym co powiedzieć, a tak... to co, trzeba się zgodzić?... Babcia zaraz się rozpłacze, ale siara... W tym zamęcie przychodzi do głowy odpowiedź: Muszę się zastanowić.
I bardzo dobrze, że przychodzi. Nikomu nie życzę, być postawioną w takiej sytuacji "z marszu", nie mając czasu na zastanowienie. Oj, bieda, jak chłopak nie da wcześniej żadnego sygnału, że taką akcję planuje.

Ślub to w zasadzie ukoronowanie decyzji. Konsekwencja. A wybór został dokonany wiele, wiele tygodni wcześniej. Jak już ruszy maszyna ślubno-weselna, to w głowie naprawdę się miesza, zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Nie ma czasu na porządne zastanowienie się. Nigdy nie wiadomo, czy nieporozumienia  i kłótnie są efektem stresu przygotowań, czy po prostu niedopasowaniem. Poza tym raz podjętą decyzję, choćby bezmyślnie, trudniej zmienić, bo sami przed sobą chcemy być konsekwentni. A już sama końcówka przedślubna to koktajl stresu-strachu-podekscytowania. Myśli krążą po tak błędnych ścieżkach, że na trzy tygodnie przed ślubem powiedziałam sobie, że do jakichkolwiek wniosków nie dojdę w moim znerwicowaniu, to je ignoruję i wychodzę za mąż. Kropka.

***
Wracając do zaręczyn: piękna sprawa. Pamiętna. I nawet mało ważne jak  i kiedy. To znaczy... inaczej: ważne. Oby było jak najbardziej tak, jak sobie wymarzyłaś. Albo zaskakująco i niesamowicie. Niech będzie tak, żeby się wspominało z przyjemnością.

Ale mało ważne "jak" i "kiedy" w porównaniu z tym - KTO zada Ci właśnie to pytanie - najpiękniejszą prośbę, jaką może mężczyzna skierować do kobiety. ("On w tym momencie przyjmuje najpokorniejszą postawę. Wyznaje Ci, że jego życie mu nie wystarcza i potrzebuje Twojego, potrzebuje Ciebie do szczęścia." )
Jeżeli to jest ta właściwa osoba - może się wszystko popsuć w formie - i tak będzie idealnie. Zakładając, że się zgadzasz, bo przecież nie musisz:)

1 komentarz:

  1. "Jeżeli to jest ta właściwa osoba i tak będzie idealnie."
    A.

    OdpowiedzUsuń