piątek, 2 maja 2014

Pargament na co dzień

Pewnych spraw nie zrozumiemy, dopóki nie spojrzymy w przeszłość. Pogrzebiemy po życiu, aż do urodzin. I jeszcze dalej, jeszcze wcześniej.

Zdziwiło mnie, gdy w jednej teorii o radzeniu sobie z problemami, to właśnie "radzenie sobie" analizujemy od zdefiniowania światopoglądu danej osoby. Zaraz, zaraz! Tu jest problem, konkretny, po prostu, no nie wiem... ktoś zaraz wyleci ze studiów (bo zamiast pisać pracę magisterską, tworzy bloga). No, to tu jest problem, co ma do niego światopogląd? Ano ma: gdyby studia nie były dla tego kogoś ważne, to by nie było problemu. I nie byłoby co analizować. Innymi słowy: coś ukształtowanego lata, lata wcześniej - wpływa na obecny czas.

Czasem chciałoby się odciąć grubą kreską: liczy się to, co robię tu i teraz (albo czego nie robię, choć powinnam). Czasem chciałoby się zacząć wszystko od nowa: w nowym środowisku, nowym miejscu, bez "bagażu" i ze skasowaną pamięcią zapewne.

Dlaczego jednak to miałoby być obciążenie? A może potrzebujemy tego, co było. Nawet, jeśli trudne. Nawet, jeśli taki wstyd, że aż się nie chce wspominać. Nawet jeśli to tak naprawdę nie był nasz problem.

Pytanie tylko brzmi: do czego?


4 komentarze:

  1. pytaniem "do czego?" czuję, że wracasz do punktu wyjścia, Maju. jest tak? czy po prostu prowokujesz? bo wg mnie wszystko to co "chciałoby się odciąć grubą kreską" nie jest obciążeniem. jest doświadczeniem. jest częścią naszego życia. nas. nas samych. bez tego byłabyś zupełnie kimś innym. może nie poznałabyś tych ludzi, których znasz teraz? może w różnych sytuacjach zachowałabyś się inaczej? tyle byś mogła stracić lub pominąć, gdybyś odcięła pewne sytuacje grubą kreską! "potrzebujemy tego, co było". kto to ma zrozumieć jak nie Ty właśnie z takim a nie innym wykształceniem. i myśl co chcesz, ale to wspaniałe że "wylądowałaś" właśnie na tym kierunku. cytując klasyka - "Bóg tak chciał". ze swoją wrażliwością, doświadczeniem i wiedzą pomagasz wielu ludziom i jeszcze wielu możesz pomóc. jak mawia, z kolei, moja babcia - w butach do nieba pójdziesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A co jeśli się popełnia błędy? Czy one też są dobre? A może stają się obciążeniem? Pamiętasz tą historię: lekarz pojechał na misje, ale nie chciał pracować jako lekarz i stał się sprzątaczką. Popełnił błąd ewidentnie, bo akurat potrzebni byli lekarze. Czy jego praca, jako sprzątaczka, równoważy to zaniedbanie, ten brak dobra?
    Jasne, tak się mówi, żeby wyciągnąć to co pozytywne z każdego doświadczenia. I pamiętać tylko to, co dobre.
    Tak mówią psycholodzy:) I cieszę się, że będę jednym z nich. Tylko jeszcze mnie nie nauczyli, jak zrzucać bagaż złych wspomnień, a przekształcić ich w dobre też jeszcze nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
  3. A propos ostatniego akapitu - nie jestem w stanie pomóc, ale trzymam za Ciebie kciuki ;) Pan Ci kiedyś otworzy na pewno oczy i sama się tego nauczysz. Co do błędów. Tak, uważam, że też są w jakiś sposób potrzebne.. Kontynuując Twój przykład - ten lekarz popełnił ten błąd, ale (!) usłyszało o nim wiele osób, i nie będą (mam nadzieję) popełniać tych samych, i nawet jeśli mieliby podobną propozycję (typu: "no weź się uniż, zostać bezdomnym a nie pomagaj im!") to rozważą ją dłużej w sercu i Duch zadziała ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale nie sądzę, żeby jego przykład i to, że pobudza ludzi do refleksji równoważyło jego błąd. A może się mylę? Niektórzy mówią, że Bóg potrafi z najgorszego zła wyciągnąć dobro...

    OdpowiedzUsuń