sobota, 26 kwietnia 2014

Taki jeden ślub...

Jak to jest, że patrzę na nich i się uśmiecham, choć już dawno zeszli mi z oczu? Chyba długo nie zapomnę, jak stali z tyłu nawy kościoła, tacy jeszcze trochę zdenerwowani, ale tacy, tacy szczęśliwi. W sumie jego nie widziałam, ludzie zasłaniali, ale ona była najbardziej radosną panną młodą, jaką kiedykolwiek spotkałam.

Jak to jest, że tak wielu ludzi zmienili, tak wiele dobra zasiali. Ja ich nie znam osobno: nawet jeśli ona coś dla mnie robiła, to jakoś tak nie była w tym sama. Mam ich w głowie zawsze razem. Jak to jest, że tak razem to oni potrafią nawet góry przenosić.

Jak to jest, że patrzę na nich i się przekonuję na nowo, że są szczęśliwe małżeństwa. Wracali z kościoła, w sumie jej nie widziałam, ludzie zasłaniali, ale on był najbardziej radosnym mężem, jakiego kiedykolwiek spotkałam.

A przecież na tylu, tylu ślubach już byłam. Jak to jest, że wciąż mam ich przed oczami...

1 komentarz: