środa, 30 kwietnia 2014

Powołanie

To coś więcej, niż uczucia, bo można się go bardzo bać.
To coś więcej, niż myśli, bo często na logikę nie ma ono sensu.
To nawet coś więcej, niż wola, bo czasem się go bardzo, bardzo nie chce.

Pewno ma jakiś związek z pragnieniami. Mówią, że warto się dokopać na samo dno swojego serca, bo tam jest ono zapisane. Tam też znajdują się nasze największe pragnienia, więc powołanie jest z nimi co najmniej w sąsiedzkich stosunkach.

Z marzeniami pewno też się jakoś wiąże:) Opowiadał nam pewien franciszkanin, że zawsze chciał mieć dużo dzieci. A teraz ma nas, którzyśmy przed nim siedzieli. A było nas hmm... ponad 1000 zapewne.

Można je sobie wybrać. Ale tego bym się bała, bo można wybrać źle.

Dużo się mówi o tym, żeby je odkryć, czy też rozeznać. Jak?
- popatrz na swoje zainteresowania, zalety, to, co się lubi,
- rozwijaj się jak najbardziej,
- módl się,
- kieruj się swoim sercem,
- pomagaj innym.
3 z tych rad są zaczerpnięte z katolickiej stronki, 3 ze stronki zajmującej się rozwojem zawodowym (jedno się pokrywa). Zgadnij, które są skąd :) To nie jest oczywiste.

Podsumowując, można harować w pocie czoła, żeby je odkryć. Na pewno będzie to rozwijająca i cenna droga. Ale moim zdaniem, choćbyśmy nie wiem jak się starali, żeby je odkryć własnymi siłami, ono się samo spełni. To tak nierozerwalnie z naszym szczęściem złączona część nas, że prędzej czy później - zrealizuje się. Bo nie będziemy mogli wysiedzieć gdzieś indziej. Bo cały wszechświat będzie wołał, że to nie nasze miejsce. Albo "tylko" nasze serce będzie niespokojne.

Można wędrować od jednego pomysłu na życie, do drugiego, przez wiele, wiele, wiele lat - w końcu się trafi. W końcu się wie, czasem wbrew uczuciom, rozumowi i nawet woli (przez chwilkę). A jak już się dojdzie do tego "miejsca", to trzeba iść dalej: w końcu właśnie się odkryło swoją drogę do nieba i do szczęścia.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz