niedziela, 30 marca 2014

Z dwóch stron nieogarnięta

"Sometimes we wake up from a dream, sometimes we wake up in a dream,
and sometimes, very rarely, we wake up in someone else dream"
(napis na ścianie kina Kijów w Krakowie)
 
w wolnym tłumaczeniu:

"Czasem budzimy się ze snu, czasem budzimy się we śnie,
a czasem, bardzo rzadko, budzimy się we śnie kogoś innego"
 
Jakimś cudem zdarzyło mi się to "bardzo rzadko". Co więcej i w moim śnie ktoś się pojawił. Wciąż się zdumiewam pięknem tej rzeczywistości.

To od tej jaśniejszej strony nie ogarniam miłości. Ale od tej drugiej też. Kiedy byłam mniejsza, po jednych, pamiętnych rekolekcjach (niekoniecznie ze względu na pobożne treści) zrobiłam sobie listę spraw, które MUSZĘ sobie powkładać do głowy, bo inaczej będzie ze mną źle. Na drugim miejscu tej listy było: czasem trzeba kogoś zranić, żeby być w porządku.
Jak to jest? Czy dobre może być coś, co dla drugiej osoby wydaje się złe? Tak, tak, tak.
- czasem trzeba wyrzucić z domu narkomana, by zaczął się leczyć,
- i trzeba pozwolić dzieciom popełniać błędy, bo inaczej nie nauczą się życia,
- czasem trzeba rozwalić jakąś relację do zera, bo niszczy i wysysa,
ale wciąż nie ogarniam, że to miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz