niedziela, 13 grudnia 2015

ciemna strona ciąży

O tym też trzeba napisać. Nie, nie zamierzam się skarżyć na mdłości, zawroty głowy itp. Jakoś wielką Bożą łaską - pod względem fizycznym ciążę znoszę dobrze. Nie zamierzam się skarżyć w ogóle - ale o tych trudnych uczuciach też chcę napisać. Bez nich obraz ciąży będzie niepełny. Zbyt słodki i nieprawdziwy.

W książeczce "Modlitwa dziecka w łonie matki" na zakończenie jest kilka praktycznych porad, jak "przeżyć" ciążę pod względem psychicznym; nie wymagać od siebie zbyt wiele, dbać o własne potrzeby, sprawiać sobie jak najwięcej przyjemnych chwil i takie tam. Między innymi było też: "jeśli jesteś osobą, która nie lubi prosić innych o pomoc, ciąża będzie dla Ciebie bardzo trudnym czasem". Pod tym względem - jest. Niezależność i samowystarczalność mam chyba wpisane w genom. Jak tu poprosić kogoś, żeby mi, np. ściągnął lewego buta (z prawym sobie radzę)? Jak w ogóle poprosić? To zawsze ja byłam tą, która pomaga. Źle się czuję z drugiej strony. To takie... nie moje.

Czasem czuję się słabiutka, jak małe dziecko. Wieczór, taki jak dziś, jeszcze nie późna godzina, 18:00 zaledwie, moja grupka wspólnotowa właśnie się spotyka. I ja też bym chciała, albo jak nie, to choć, nie wiem, zrobię coś sensownego... nie mam siły. Kiedyś miałam, jeszcze bym na grupkę poleciała, jeszcze na imprezę, a rano na uczelnię... dziś nie, za chwilę się położę. 

Czasem czuję się bezradna; wobec maleństwa - bo mogę dbać o siebie bardzo, ale nie mam wpływu tak do końca na to, czy będzie zdrowe, czy nie. Nie wyłączę np. smogu. Jasne, mogłabym wyjechać, zatrudnić dietetyka i być co 3 tyg. na usg. Ale nawet wtedy - nie miałabym wpływu, zatem nie próbuję zbyt intensywnie go mieć. Czuję się też bezradna wobec siebie - huśtawek nastroju, dziwnych snów, potykania się i upuszczania rzeczy... 

Zwykle patrzę na siebie i się śmieję. Już trochę poznałam tą ciemną stronę i wiem, kiedy nadciąga. O, chce mi się ryczeć i zabić pół osiedla? Spoko, za godzinkę będę kochać cały świat. Kurczę, znów wylałam herbatę. Dobrze, że nie wrzątek. Ale jestem padnięta - ciekawe, czy Janusz zaścieli łóżko ze mną na wierzchu. Radzę sobie - ja przecież zawsze sobie radzę. Ale tak - to trudne, bardzo trudne. Może dałoby się inaczej, nie wiem, ja jestem taka. 

Co tam Franku? Co tam robaczku? Znów hopsiasz po całym Twoim świecie? Jesteś jednocześnie po prawej stronie mojego brzucha i po lewej :) A ta górka pod moją ręką? To główka? O, chyba nie, bo podskoczyła... Ale dziś tańczysz. Czyżby dotarła do Ciebie gorąca czekolada? 

Patrz, on się nie martwi, on się niczym nie martwi. On jest samą radością, życiem, cieszeniem... 
Choćbym czasem się czuła 1000 razy gorzej, nie oddałabym tego czasu, za nic. 

5 komentarzy:

  1. Pamiętaj, że jestes piękna w ciazy.
    I nie musisz sie spinać i sama sobie radzić. Gdybyś sama żyła na świecie, to i owszem. Ale właśnie po to masz nas. Też chcemy sie czuć potrzebni, pozwól i nam zawiązać sobie buta:)

    A.S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, obiecuję.
      Dla mnie jest trudniejsze poprosić o pomoc niż naciągnąć się i zawiązać te buty samemu...

      Usuń
  2. Właśnie zobaczyłam u koleżanki na profilu i pomyślałam o Tobie ;)

    http://www.popularnie.pl/ciaza-3/?utm_source=facebook.com&utm_medium=share&utm_content=ciaza-3&utm_campaign=shareBelowPost

    zgadzasz się z którymś punktem :)? M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozdrowienia dla Franka :)
    A.

    OdpowiedzUsuń