piątek, 1 kwietnia 2016

Taki zwyczajny wieczór

Pokój w półmroku. Pachnie cytryna, cynamon i imbir - taka nasza aromaterapia z garnka. Słyszę głęboki oddech mojego męża, od czasu do czasu cichutkie posapywanie Frania. Za sobą mam najpiękniejszy obrazek świata: mąż wsparty na stercie poduch, kocy i prześcieradeł padł i śpi. Wzdłuż jego boku leży pakiecik owinięty białym kocykiem i pieluszką, wykonujący śpiącymi usteczkami ruchy ssące. Tak, to jest szczęście.

Niekoniecznie dlatego, że Franciszek śpi :)

Taki zwyczajny dzień. Najpierw poranek po na wpół przespanej nocy. Tym razem Franio włączył program budzenia co 3h, więc czuję się znośnie - budzenie co 2h to masakra. Potem wizyta u lekarza. Dla nas to naprawdę zwyczajność. Co najmniej raz w tygodniu lądujemy w jakiejś przychodni, a to dlatego, że szpital funduje nowo narodzonemu wcześniakowi "Tour de NFZ". * Dziś się szczepiliśmy. Trochę jestem zaniepokojona, jak Franiu to zniesie, ale to też norma. Dwa dni temu byłam zaniepokojona katarem, wczoraj nieustającym wypływem mleka z piersi, tak że luz. Zdążyłam zjeść obiad, zdążyłam zrobić pranie, zdążyłam się przespać godzinkę - dzień uznajemy za udany.

Codzienny, zwyczajny trud. Codzienny, zwyczajny cud. (M. Musierowicz)





-------------------------------------------------------------
*najbardziej irytujący punkt tej podróży: Duży szpital dziecięcy, pół godziny stania w kolejce do rejestracji z dzieckiem na ręku, półtorej godziny czekania na wizytę pod gabinetem połączone z zakraplaniem oczu dziecka drażniącą zawiesiną, miejsc siedzących mniej niż oczekujących, przeciąg, stada kaszlących dzieci. Wizyta: czas trwania - 5 min., diagnoza - "wszystko w jak najlepszym porządku, ale wg procedur musicie tu przyjść jeszcze raz za miesiąc, za dwa, za trzy, za pięć i za osiem miesięcy. Tak, za każdym razem trzeba przejść przez rejestrację."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz