niedziela, 10 kwietnia 2016

Korekta do miłości

Już nie raz pisałam na tym blogu (nawet dwa razy), że miłość to nie uczucie. Dzisiaj, w autobusie linii 172, między przystankiem Pleszowska a Opolska Kładka, dotarło do mnie, że trochę się zagalopowałam.

Małżeństwo z rozsądku
Doszłam do wniosku, że tak jakby bronię tej instytucji. Spójrzmy na taką sytuację: ona lat 35, porzuciła nadzieję na normalny związek, on lat 37, zmęczony presją, by wreszcie się ustatkował; poglądy wspólne w najważniejszych kwestiach, lubią się, praca w tym samym mieście. No i co? Nic tylko się żenić! Jest decyzja, jest duża determinacja, by żyć w wierności tej decyzji. A że nie ma gorętszych uczuć...
Nie, absolutnie, nie tędy droga. To jest patologia. "Mogą sobie spółkę biznesową założyć, nie małżeństwo" (ks. Maliński).

1+1+1
Tymczasem oświeciło mnie (muszę częściej jeździć tą linią), że oprócz woli, czyli naszej decyzji, w miłości jest jeszcze rozum i uczucia, serce i rozum, dokładnie tak :)



Rozum
Mój przyjaciel jest już kilka miesięcy po ślubie. Ale wcześniej, gdy był kilka miesięcy przed nim, zwierzył mi się, że się zakochał, bynajmniej nie w swojej narzeczonej. Tymczasem ślub się zbliżał, przygotowania pełną parą, był już w związku szmat czasu... Uczucia go gryzły, oj bardzo, ale właśnie - na rozum przetłumaczył sobie, że pójście za uczuciami w obecnej sytuacji byłoby nielogiczne. Wytrwał więc przy narzeczonej i po paru dniach... przeszło. 

Uczucia
No muszą być. Wyobraźmy sobie małżeństwo, które trwa przy sobie tylko siłą woli albo rozsądkiem. Jasne, takie czasy mogą się zdarzać, ale to nie może być dozgonność. Bezuczuciowość zmienia małżeństwo we współlokatorstwo. 
Możesz mi zarzucić, że nienawiść to też uczucie. A ja odpowiem, że przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, lecz obojętność. Już lepiej się kłócić z całą mocą, niż być obojętnym sobie nawzajem.

Na marginesie
Ta triada jest obecna nie tylko w miłości, ale również w naszym stosunku do innych rzeczy. Patrz np. Kościół. Wkurza mnie od czasu do czasu, co mówią niektórzy księża. Albo raczej - jak to mówią. Pewne kościelne kwestie i zasady bywały dla mnie takie, że w głowie mi się nie mieściło jak Kościół (tudzież Bóg) może coś takiego polecać. Zostaje wola - by trwać, by zaufać. 
Po czasie okazuje się, że rozsądku w tych zasadach nie brakowało, a co poniektóre budują uczucia.

Gorące uczucia, zdrowy rozsądek i silna wola wytrwania = udany związek. 

Jak zwykle, zapraszam do polemiki. 

1 komentarz:

  1. "na rozum przetłumaczył sobie, że pójście za uczuciami w obecnej sytuacji byłoby nielogiczne". Logiczna kobieta podpisuje się obiema rękami :)
    A.

    OdpowiedzUsuń