środa, 2 marca 2016

Cud na nieco ponad 2 kilo

Teraz już prawie 3 kilo.

A miało go nie być.

Półtora roku temu lekarka marszczyła brwi nad moimi wynikami i kartami cyklu. W końcu powiedziała: "Będę szczera. Oczywiście, proszę się starać o dziecko. Ale jeśli się uda, to trzeba będzie pojechać do Częstochowy, podziękować za cud".
Chwilę potem były Święta. Mój dobry przyjaciel, który nie wiedział o tym problemie, życzył mi: "żebyś została matką. Tylko wtedy kobieta staje się prawdziwą kobietą." Bolało.
Bolało, gdy koleżanki, równolatki małżeńskie, zachodziły w ciążę.

Po drodze wydarzyły się rekolekcje. Na wyjeździe wstawienniczki modliły się nade mną. Usłyszałam standard: o miłości Bożej, o tym, że jestem jego ukochaną córką, że jestem ważna. Dodatkowo powtórzyły kilkakrotnie, że Bóg przychodzi ze zdrowiem, ze zdrowiem. Opowiedziałam im o moich problemach okołociążowodziecięcych. "Lekarze nie wiedzą wszystkiego" powiedziała będąca wśród nich lekarka.

Miesiąc później moja lekarka patrzyła, nie rozumiejąc, na moje wyniki. Nie wiedziała, co powiedzieć. Przebadała mnie. Przegoniła na USG, choć za nie nie zapłaciłam. Patrzyła i patrzyła i nie rozumiała.

Miesiąc później pojawił się Franek. Mały przecinek na USG, pulsujący życiem samym.

Przyszedł na świat trochę za wcześnie. Ważył nieco ponad 2 kilo. Dostaliśmy tyle pomocy od bliskich i przyjaciół. Ubranka, podwózki, jedzonko, pampersy, informacje, wsparcie. Tyle, tyle modlitwy. Tak wiele dobra się wydarzyło dzięki mojemu Maleństwu. A co będzie, gdy urośnie do 4 kilo? A co potem? Zaczęliśmy od małego cudu. Ciekawe, na czym skończymy.

Bo cuda dzieją się,
gdy wierzysz w nie.
Gdy pragniesz ich,
gdy o nich śnisz.
Więc może sprawisz je
któregoś dnia,
gdy pragniesz ich
ze wszystkich sił.
Gdy zawsze wierzysz w nie.

2 komentarze: