wtorek, 17 listopada 2015

o nieprzyjaciołach

Odkryłam nowy hardcore level chrześcijaństwa. Możemy się czasem zastanawiać, co różni naszą religię od innych? Przecież większość z nich zaleca jakiś sposób czczenia Boga, samorozwój i tzw. "dobre" życie. Nawet niektóre ideologie i filozofie życiowe polegają na tym, by być generalnie dobrym dla ludzi i zmieniać świat na lepsze. Co więc wyróżnia chrześcijaństwo?

Wiele rzeczy :) Pisałam już o przebaczeniu. Dziś skupię się na czymś, co jest tak nad-ludzkie, że nie ma opcji, żeby w to nie wmieszać Boga; po prostu na zwykłe nasze siły się tego zrobić nie da. Mam tu na myśli miłość nieprzyjaciół, czyli kochanie tych, którzy nas skrzywdzili. Kochanie, które ma początek w przebaczeniu, ale objawiające się czynnym dobrem. Innymi słowy - bycie dobrym dla tej osoby, która ewidentnie nam zaszkodziła, zachowała się bardzo nie fair - z premedytacją.

Potraficie tak same z siebie? Ja nie. Ale to właśnie jest chrześcijaństwo - Ewangelia mówi o tym wyraźnie i wprost. Dla chrześcijan nie ma zatem pytania: "czy", spontanicznie rodzi się we mnie jednak: "no... ale... zatem jak?"

I tu trzeba uważać, bo można cholernie umoczyć sprawę. Można ustawić się w sytuacji o takiej logice: "skoro jemu/jej sprawia radość krzywdzenie mnie, to dobrym uczynkiem będzie, bym była krzywdzona dalej". Oczywiście, nikt tak wprost nie myśli! Ale co powiecie o takiej sytuacji: Matka nieustannie krytykuje córkę, nie pochwaliła żadnego jej wyboru życiowego, nie dostrzega żadnych jej osiągnięć. Córka jednak niczego w swojej sytuacji nie zmienia, tłumaczy matkę, "trudnym czasem" i "złym samopoczuciem", spędza z matką masę czasu i wyręcza ją w jej obowiązkach. Twierdzi, że na tym polega 4. przykazanie. Błagam! Na tym polega masochizm!

Jak więc kochać nieprzyjaciół? Mam różne pomysły. W Ewangelii jest napisane m.in. "błogosławcie", tzn. "dobrze życzcie". Powstrzymanie się od negatywnych komentarzy (choćby prawdziwych) to naprawdę, naprawdę wiele. A życzenie komuś szczęścia, choćby w myślach, jest kontynuacją tej postawy. Oczywiście, każdy chrześcijanin może się za swojego krzywdziciela modlić. Choćby o nawrócenie, choćby o zmianę, jeśli nie jestem w stanie prosić o błogosławieństwo.

Bo też nie zawsze jesteśmy  w stanie. Czasem ktoś tak nas skrzywdził, że nie-nienawidzenie tej osoby wymaga wiele trudu i samozaparcia. Wystarczy choć tyle! To też jest miłość.

Nie ma co udawać: pozytywna postawa wobec krzywdziciela to nieopisany trud. Trzeba sobie bardzo wiele w głowie poprzestawiać. Wybaczyć, jeśli się da. Zrezygnować z zemsty. Odpuścić naszą sprawiedliwość. Tak, to się wydaje niesprawiedliwe! Krzywdziciel nie zostanie ukarany! Niczego go ta sytuacja nie nauczy! No i tu się wkrada logika chrześcijańska, której nijak nie ogarniesz, jeśli w nią nie uwierzysz: sprawiedliwość zostawiamy Bogu. Oczywiście, przerywamy krzywdę, ratujemy pokrzywdzonego i tak dalej. Ale zemsta i nauczka są w ręku Boga. Dlaczego? Bo dążenie do zemsty niszczy człowieka.

Są też nieprzyjaciele, że tak powiem, globalni. Tak, piszę to w kontekście zamachów w Paryżu oraz prześladowań na Bliskim Wschodzie i Afryce. Świetnym sposobem na zaradzenie tej sytuacji jest właśnie modlitwa - za zamachowców, za sprawców, za terrorystów. Nie mówię, żeby im wybaczyć, bo to nie nasza rzecz - nie nasi bliscy zginęli. "Nie Twoją jest rzeczą przebaczać w imieniu tych, których zdradzono o świcie". Ale można mordercom świetnie odpłacić - wymodlić im nawrócenie i zrobić z nich dobrych ludzi. Stanowczo na to zasłużyli.


4 komentarze:

  1. wiele razy spotkałam się z określeniem, że chrześcijaństwo jest słabą religią (nie chodzi o to, że kiepską, ale gloryfikującą smutek, cierpienie, płacz, słabość; może zamiast słabą, lepiej użyć smutną). Zazwyczaj słyszałam to na pogrzebach, więc może okoliczności potęgowały takie komentarze. I zastanawiam się gdzie umieścić takie wybaczanie i miłowanie nieprzyjaciół. Czy jest to właśnie siła czy słabość? M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, ale nie do końca. Może nie tyle gloryfikuje smutek i cierpienie, co nadaje im wartość; pomaga się z nimi zmierzyć, a nie tylko od nich uciekać.
      Jednak można czasem odnieść wrażenie, że o to chodzi w chrześcijaństwie, żeby cierpieć i się umartwiać. To nieprawda! Bóg nie chciał dla nas cierpienia i śmierci. Kazał go unikać (choćby tu: "Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. " Mat 10, 23).
      Chrześcijaństwo daje radość i prowadzi do radości. Np. niebo jest nazywane "wieczną szczęśliwością". Paweł pisze: "Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!" (Flp 4,4). Chrystus mówi: "Ja przyszedłem po to, aby /owce/ miały życie i miały je w obfitości. " (J 10,10). Czyli chrześcijaństwo to nie jest jakaś tam nędzna namiastka życia, przetrwanego w cierpieniu, ale PEŁNIA życia.
      Gdzie umieścić wybaczanie i kochanie nieprzyjaciół? Moim zdaniem, przy kolosalnej sile, bo trzeba mieć wielką, wielką siłę wewnętrzną, żeby to zrobić. Czy wydaje Ci się, że wybaczenie wrogowi niczego w nim nie zmienia? Ja jestem pewna, że zmienia o wiele więcej, niż danie mu nauczki.

      Usuń
  2. To prawda, trzeba mieć wielką siłę do przebaczania. Myślę, że co do tego nie ma wątpliwości. Problemem jest chyba kwestia "przeginania" w tym wybaczaniu (np. nadstawianie drugiego policzka).
    Co do zmian w (we?) wrogu, to chyba zależy od wroga i co nam zrobił, a jeśli to coś kryminalnego to jak bardzo jest zdemoralizowany.

    Majeczko uwielbiam Twoje popieranie wszystkiego cytatami :) M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M., nie oczekuję, że uwierzysz mi na słowo w tak "życiowych" kwestiach :)
      Rzeczywiście, nie ma co przeginać w wybaczaniu, a raczej w uległości. Zapominamy, że gdy uderzono Chrystusa podczas sądu, zapytał: "dlaczego mnie bijesz?".
      Co do zmian we wrogu; ja myślę, że przebaczenie jest tak głęboką sprawą, że na pewno coś zmienia, ale nie udowodnię Ci tego - ta sprawa obejmuje sferę ducha.

      Usuń