poniedziałek, 18 maja 2015

o uczuciach

Nie kocham uczuć.

Nie spełniają moich oczekiwań. Czasem liczę na mega smutek, który pozwoliłby czerpać zyski z pociechy, a tu... nie jest tak źle! No i co? Przecież nie będę udawać:)

Z drugiej strony - lubią pojawić się znienacka. Zaskoczyć mocą. Myślę sobie: "czemu ja się tak denerwuję?" albo "w zasadzie to czym się martwię, smucę?"  - nic się nie dzieje! A jednak coś... więc, pokazują mi, że siebie do końca nie znam.

Są nielogiczne i nieracjonalne (nie oczekujmy tego od uczuć!). Przez to mówią mi coś, czego nie mogę ogarnąć. Czuję czasem, że coś jest dobre, choć nie wiem, dlaczego. Szukam, szukam potwierdzenia, przeglądam fakty - są na korzyść, ale czuję, że to nie o to chodzi. Coś mnie ciągnie do czegoś, lub kogoś, i nie wiem, co!

Uczucia to coś więcej, niż obiektywna, racjonalna, mądra i bezpieczna rzeczywistość... Właśnie - nie da się ich kontrolować! Okazywanie uczuć - tak. Ale same uczucia? Nie bardzo.

Uczymy się dogadywać ze sobą. Zabawne - im bardziej staram się ich słuchać, tym chętniej dają o sobie znać. Odkryłam, że odpuszczanie mizernych prób kontroli powoduje, że można wspiąć się na ich falę i dać się ponieść. Łiiii.... jak jazda bez trzymanki. Dużo mówią - właśnie wtedy, gdy nie mogę rozkminić.

W sumie nie są złe. Tylko takie... nieuczesane.

Jest takie jedno, które szczególnie lubię, choć najmniej potrafię nazwać. Taki specyficzny rodzaj tęsknoty nie wiadomo za czym. Uczucie uczucia.
Pojawia się, gdy czytam Wiedźmina, oglądam Braveheart, słucham "Desert Rose" albo "Tak Cię kocham" albo "Bukowiny II", przy szancie "Moje morze", przy niektórych wierszach Baczyńskiego (zwłaszcza "Złej kołysance" i "Ty jesteś moje imię..."), gdy jestem na dobrych rekolekcjach, gdy idę sama lasem u mnie w wiosce, gdy patrzę na morze, gdy wieczorem w Chorwacji nie jesteśmy w kurorcie, ale na małej plaży, gdy mogę wtedy płynąć prosto w smugę zachodzącego słonka...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz