niedziela, 17 stycznia 2016

Ostatni wieczór mieszkanka dla dwojga

Dobiega końca kolejna niedziela. Było długie poranne wylegiwanie się, był kościół, były roladki na obiad, jak zwykle. Teraz jest cisza, tylko lodówka szumi i trochę klikają klawiatury. Jest spokój i wydaje się, że tak będzie zawsze.

Piszę, bo wiem, że to tylko iluzja.

Jutro zrobimy wielkie przemeblowanie. Przesuniemy szafy i łóżko, przeorganizujemy zawartość półek, zmienimy układ i dodamy jedno pomieszczenie. Parę dni później w kącie stanie łóżeczko. Potem szafki zapełnią się ciuszkami. W łazience znajdzie się wanienka. Zabawki wylądują na podłodze... ale to jeszcze później.

Dziś jest ostatni dzień mieszkanka dla dwojga. Naszych, tylko naszych czterech ścian. Z sypialnią na pół pokoju, z ostrymi przedmiotami w niskich szafkach. Z ciszą na życzenie, z wolnością chodzenia spać o północy, wstawania w południe i zamawiania pizzy na obiad. Ale to ostatnie nie jest takie ważne, nie. Ważne, że - nas dwoje - to znane, bliskie, oswojone.

A od jakiegoś czasu robi się troje. Stoją pudła rzeczy, jak dary dla uchodźców. Jeszcze ich nie ma, ale lada dzień się pojawią, więc trzeba wszystko przygotować. Przyjedzie Gość i trzeba mu rozłożyć łóżko. On nie jada tego, co my, więc trzeba zaplanować inne menu. W jego świecie chodzi się nago, ale tu będziemy bezwzględni i nietolerancyjni - dostosuje się do naszych standardów (dwa kartony ubranek już czekają). Jego ręczniki znajdą się w łazience. Jego pojazd zajmie piwnicę. Pokaże nam swój świat - zupełnie inny. Nauczymy się jego języka. Poznamy jego zwyczaje. Oczywiście, on będzie robił to samo - poznawał, uczył się, dostosowywał do nas.

Tak, cieszymy się, w końcu sami go zaprosiliśmy. Ale coś się zmieni.

A może inaczej: jutro wyruszymy w długą podróż. Najpierw jeszcze obóz szkoleniowy, ale potem jazda w busz, dziki step, dżunglę i otwarty ocean. Dom będzie za nami, świat będzie przed nami. Niemal wszystko się rwie do tej przygody! Ale... jak wrócimy, na pewno będziemy inni... jakaś cząstka mnie żegna się dziś z moim małym, ledwo zbudowanym domkiem, moim światkiem, znanym, oswojonym. Wezmę światła tegorocznej choinki - na pamiątkę - żeby tak nie tęsknić.

4 komentarze:

  1. Wow Majeczko to chyba najpoważniejeszy post z wszystkich, taki bardzo metafizyczny :)
    to będzie na pewno wspaniała podróż i zawsze pamiętaj, że masz nas do pomocy :)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno mnie nie było bo nauki dużo, ale nadrabiam zaległości.
    Bardzo piękna notka, pełna metafor. Wrażliwcowi takiemu jak ja, aż serduszko podskoczyło. Weź ze sobą tegoroczne lampki choinkowe - można coś wziąć.
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzięłam światełka, wzięłam dwa obrazki ze ściany... Ale ostatecznie nie było tak trudno :)

      Usuń