Dzisiaj, robiąc obiad: kilkakrotnie się oblałam (raz dlatego, że wypłukałam sitko, jakby było miską :)), trzykrotnie się oparzyłam (niegroźnie :)), wysypałam mąkę i wykorzystałam pół rolki ręczników papierowych. Przy stole zużyłam 4 zapałki, żeby zapalić świeczki (ostatecznie i tak zrobił to J. :)). Jak to dobrze, że obiad był tylko jednodaniowy! Strach pomyśleć, jak wyglądałaby kuchnia, gdybym jeszcze szykowała deser.
Mam nadzieję, że to mija z chwilą urodzenia dziecka :D Bo inaczej...biedne dziecko
OdpowiedzUsuńP.
W naszej "świętej książce" pisze, że to typowe dla końcówki ciąży :)
OdpowiedzUsuńZawsze jak ten mały człowiek robi sobie psikusy i sprawia, że dziś jest Dzień Upuszczania Wszystkiego :)
OdpowiedzUsuńA.
A może dla dziecka ten dzień jest co dzień do pewnego wieku :) ?
Usuń