piątek, 22 stycznia 2016

czym się różni psycholog?

Pięcioletnie pranie mózgu na studiach psychologicznych nie może nie zostawić śladu, chyba że adept ma umysł typu "beton". Patrzenie na świat zmienia się, właściwie "skrzywia się", jak w każdym zawodzie (ponoć architekci widzą wszędzie sześciany). Odnoszę jednak czasem wrażenie, że dla niektórych współrozmówców jestem jakby czytającym w myślach jasnowidzem ze skłonnościami do manipulacji. Nie wiedzieć czemu, prowadzi to nieodmiennie do takiego dialogu:
- co studiowałaś? 
- psychologię.
- (półpauza) To pewno już wiesz, na co jestem chory/a, ha ha! 

Nie, nie wiem. 

Jasne, ktoś, kto pierwszy raz spotyka psychologa może być usprawiedliwiony. W końcu ja też nie wiem, jak zachowałabym się w obecności szamana czy nekromanty. Czasem jednak, gdy kogoś dłużej już znam, słyszę w rozmowie: "jestem trochę nerwowa, jako psycholog pewno to już wiesz" albo "zrobiłam to a to, wiem, że jesteś psychologiem, nie patrz tak (jak???), ale musiałam". 
Zainspirowana tymi uwagami, a raczej tym, jak często je słyszę, postanowiłam napisać, czym wg mnie różni się psycholog od nie-psychologa.

Po pierwsze: analizuję zachowanie innych osób podobnie jak Ty. Mówisz, że tego nie robisz. A jednak: wiesz, gdy ktoś ma wobec Ciebie przyjazne, bądź nieprzyjazne zamiary. Skąd? Widzisz jego wyraz twarzy, słyszysz ton głosu, poznajesz, czy jego ruchy są "nerwowe". Mam tak samo. Kojarzysz takie postawy ciała jak "zamknięta" (nogi i ręce skrzyżowane) i "otwarta" (ciało rozluźnione, swobodne)? Ja też, znam może nieco więcej ich wariantów. Widzisz, kto bardziej gestykuluje w rozmowie, kto mniej i jak. Ja też tyle widzę, dodatkowo potrafię te gesty nazwać. Duża różnica? Żadna. 

Zapytasz  - a może ja z tych obserwacji wyciągam jakieś wnioski? Nie inaczej niż Ty. Tak, mam głowę naładowaną teoriami psychologicznymi, ale każdy psycholog wie, że akurat na zachowanie wpływa bardzo chwilowa dyspozycja. Jeśli dziś Zuzia ma postawę zamkniętą, jutro może mieć otwartą, no i co z tego? To nie jest podstawa do formułowania wniosków typu ekstrawersja/introwersja, poziom IQ, problemy emocjonalne. Może po prostu dziś boli ją ząb. Natomiast jeśli Zuzia jest zawsze "zamknięta" i wycofana - Ty też to widzisz, nie trzeba być psychologiem. 

Wspomniałam o teoriach psychologicznych. Jest ich mrowie. Zdarza się, że wzajemnie się wykluczają, np. teorie na temat zabawy dziecięcej: gość A twierdzi, że zabawa rozładowuje napięcie, gość B, że je kumuluje, gość C, że jedno i drugie, gość D, że ani jedno, ani drugie (oczywiście, musisz znać te wszystkie nazwiska na kolokwium). Osoby korzystające z pracy psychologów śpieszę uspokoić, że aż takie skrajności zdarzają się rzadko. Mam głowę naładowaną tymi teoriami, choć zapomniałam już pewnie z 75%. Naprawdę myślisz, że chce mi się grzebać w pamięci i dostosowywać Twoją historię do którejkolwiek z nich? To tak, jakby budowlaniec liczył na kawie u znajomych, ile betonu, piachu i drutu zużyli na budowę 2. piętra, biorąc pod uwagę 14 rodzajów betonu, piachu i drutu z uwzględnieniem najnowszych odkryć budowlanych w tym zakresie.

Nie diagnozuję chorób. Wiem, że do tego potrzeba ogromnej wiedzy i długotrwałych testów (standardowa diagnoza zajmuje ok. 6h wykonywania różnych zadań, rozmów, badań, itp (przynajmniej powinna zajmować:))). Tak, znam objawy niektórych problemów psychicznych, uwierz, widzę u siebie przynajmniej połowę z nich:) Diagnozowanie choroby po 5. minutach jest niemożliwe, no chyba, że ktoś biega nago po rynku, śpiewając od tyłu hymn narodowy - ale wtedy Ty też wiesz, że coś jest nie tak. 

No dobra, jeśli opowiesz mi, że ktoś słyszy głosy, powiem, że to może być coś w stronę psychozy. Jak widzę, że ktoś przestaje jeść, nie śpi, nic go nie cieszy i trwa to dłuższy czas, to pomyślę, że to prawdopodobnie depresja. Gdy ktoś myje ręce 15 razy na godzinę - nerwica natręctw. Ale Ty też czujesz, że coś jest nie tak, ja to tylko dodatkowo nazwę i dam kopa, żeby iść do specjalisty. 

Czy zatem nie zachowuję się jak psycholog? Nie. Serio nie, a przynajmniej nie świadomie. Nie zastanawiam się przed rozmową, w jaki sposób powiedzieć Ci to a to. Nie znam recept na Twoje problemy (nie radzę sobie z własnymi :)). Nie pocieszam Cię na siłę - bo jestem psychologiem i muszę - ale naprawdę chcę Cię pocieszyć, a czasem nie potrafię i to wychodzi sztucznie. Dobra, umiem słuchać, ale znam dużo ludzi, którzy potrafią słuchać, a nie są psychologami. 

Możesz zapytać - po kiego grzyba mi zatem ta cała wiedza i umiejętności? Do pracy. Tam analizuję zachowanie wnikliwie, grzebię w głowie za teoriami, dostosowuję się w 100% do osoby, z którą pracuję. Tam mogę świadomie wykorzystywać głos, gestykulację, postawę ciała. Tam muszę się zastanawiać nad każdym słowem. Oczekuje się ode mnie tych rzeczy, bo jestem psychologiem. Poza pracą - szczerze, nie chce mi się. To bardzo męczące. 

Ale więcej - bycie psychologiem na co dzień jest niebezpieczne dla zdrowia psychicznego. Wyobraź sobie radio, taki wewnętrzny głos, który mówi Ci nieustannie w głowie: "postawa zamknięta - nerwowość - poddanie autorytetom - nerwowa odpowiedź - sztuczność - oddanie inicjatywy w rozmowie - problemy w dzieciństwie - przemoc emocjonalna".... Nie, on nie mówi o współrozmówcy. Najbliższą osobą do analizy dla psychologa jest on sam. Ten głos trzeba sobie wyłączyć w głowie już na studiach, inaczej nie da się żyć. Dosłownie.

Dobry psycholog po wyjściu z pracy psychologię zostawia na wieszaku za drzwiami. 

4 komentarze:

  1. To może dlatego najlepszymi terapeutami są przyjaciele, właśnie wtedy gdy nie są psychologami a są tylko przyjaciółmi:D
    MR

    OdpowiedzUsuń
  2. dobry psycholog po wyjściu z pracy przygotowuje materiały na następne zajęcia ;)
    ale w moim przypadku to chyba kwestia braku doświadczenia :p

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie psycholog dziecięcy a psycholog "od dorosłych" to dwa zupełnie różne zawody :)

      Usuń