wtorek, 27 października 2015

Gdy nie ma dokąd wracać

Pytam się jej, jakie ma plany na Boże Narodzenie; pewno wraca do domu, prawda? "Wiesz, po co mam przyjeżdżać? Żeby zjeść kolację, podczas której nawet się nie rozmawia i obejrzeć prezenty?"

Nie ma idealnych rodzin. Problemy bywają małe i duże, krótkie i ciągnące się latami. Wchodząc w dorosłość wyrzucamy z głowy te oczekiwania, żeby wszyscy członkowie rodziny zawsze się do siebie uśmiechali, rozumieli się i spędzali razem ogromną ilość czasu. Rzeczywistość jest inna, ale przecież nieporozumienia i trudności losowe nie muszą zaraz sprawiać, że rodzina jest do kitu. Przeciwnie, przejściowe kłopoty mogą ją umocnić.

Ale nie muszą. W imię tradycji, zwyczaju albo "bo co ludzie powiedzą" trzeba zajrzeć do domu na Święta.Co jednak gdy dom już nie jest domem, ale hotelem, przechowalnią, terenem wojny, lodówką - bo wieje chłodem od najbliższych? Czy trzeba tam bywać? W hierarchii wartości zdrowie psychiczne jest chyba wyżej niż tradycja.

Trudne to wszystko i bardzo mi smutno, gdy słyszę, że niektórzy się nad powrotem do domu na Święta zastanawiają. Ale może czasem warto wstrząsnąć system i nie pojechać. Raczej czasem. Raczej, gdy dom już nie jest domem w żadnym calu. Raczej, gdy się zrobiło już bardzo wiele, żeby sytuację poprawić i zero odzewu.

Tylko, tak sobie myślę, wtedy warto wziąć się na odwagę i powiedzieć, dlaczego się nie przyjeżdża. Nie, że praca, nie, że drogie bilety... Nie, po prostu... bo nie ma dokąd przyjechać. Czasem trzeba zranić, żeby było dobrze.

Oooch... i znajdź sobie wtedy jakiś miły kąt na Święta. Proszę, nie bądź sama.

7 komentarzy:

  1. Im człowiek starszy, tym to wszystko jest bardziej pogmatwane. I chyba Ci, którzy mają dokąd wracać na Święta mogą czuć się szczęściarzami :) M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę. A dla tych, co nie mają, jest nadzieja i wyzwanie zarazem: stworzyć taki dom, do którego ich dzieci lub przyjaciele chętnie zajrzą.

      Usuń
  2. Zgadzam się, im człowiek starszy. tym to bardziej pogmatwane. Ja nie lubię świąt, i nie mam problemu czy trzeba gdzieś wracać. Mam problem, jak stąd uciec...
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga, równie paskudna, strona tego samego medalu... Znałam gościa, który tak nie lubił Wigilii, że się upalił trawą, żeby nie być przy "rodzinnym" stole na trzeźwo. Ale chyba nie o to chodzi...
      Nie martw się, A. Stworzenie pięknego, radosnego domu jest w Twoich rękach :) A może i w Twoim rodzinnym domu coś się zmieni. Nie trać nadziei.

      Usuń
    2. Nie tracę :) i mam nadzieję, że uda mi się stworzyć piękny, radosny dom :)

      Usuń
  3. Ja z kolei jestem na takim etapie, że próbuję jednak odfiltrować te dobre i złe rzeczy z rodziny poprzez wybór członków, z którymi spędzam czas. Mam wrażenie, że wyszłam z domu zbyt radykalnie próbując odciąć się od wszystkich. Odkrywam np. swoich Chrzestnych jako bardzo świadomych siebie, swojego etapu w życiu i pełnych pokory wobec różnych zaniedbań z przeszłości ludzi. I myślę też, że skoro wyszłam za mąż, to jednak rodzinę da się wybrać. Odwraca to trochę moją uwagę od tego negatywnego stanu rzeczy w najbliższej rodzinie, na który nie mam wpływu. -Pam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za ten ważny głos w rozmowie Pam. Jasne, trzeba uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą; można się odciąć zbyt radykalnie i wiele przez to stracić. Akurat rodzina to sprawa, o którą warto walczyć do końca. Kto wie, może za jakiś czas odkryjemy wiele dobra nawet w tych trudnych relacjach.

      Usuń