wtorek, 4 listopada 2014

Dorota, Mateusz, Maciej, Teodor, Bogdan...

Dorota - dar Boga (oryginalnie - bogini), pochodzenie greckie

Mateusz - dar od Boga, pochodzenie hebrajskie

A pozostała trójka już była parę miesięcy temu:) Tylko wtedy patrzyłam na dar od strony biorcy. Dziś będzie o dawcy.

No jak to jest być darem, co? Może Teodor się wypowie? Akurat o tym imieniu nie spotkałam nikogo nigdy:)

To się zaczyna wtedy, gdy chcesz nim być, albo gdy nie chcesz, ale jakoś tak samo wychodzi. Może zacznijmy od drugiej sytuacji, bo prostsza. Każdy z nas ma w sobie takie rzeczy, którymi może obdarowywać. Talenty - jasne, wiedzę i umiejętności - jasne, ale też inne hmm... aspekty, o których rzadko myślimy. Ja np. byłam na spacerze po mojej dzielnicy i poznałam fajną trasę spacerową: Ikea - ul. Królewska. Mogłam pokazać ją takiej jednej dobrej duszy. O dziwo! była nią zachwycona:) Więc takie moje małe nic nie znaczące doświadczenie- można je komuś dać, nie wiedząc nawet, że to może być ważne. Albo można komuś dać radość przez swój dobry nastrój. No co? Po prostu go dziś mam. Sam przyszedł. Żadna moja zasługa. Z kimś pogadam i widzę, że ten nastrój jakoś się "zaraża". Podsumowując: możemy być darem, będąc po prostu sobą.

Ten inny sposób, to sposób hardcore. Są takie dni, gdy naprawdę nie masz co dać. Albo to, co masz, musi wystarczyć dla Ciebie. I jakoś... wyłazisz poza siebie, swoje potrzeby, pragnienia, braki... dajesz, nie patrząc na to, że Ci zabraknie.

I potem czasem: wołam "Z nieba mi spadłaś!" albo rzadziej, (bo się wstydzę): "Bóg mi Cię zesłał".

Tyle darów...
Dorota, Mateusz, Maciej, Teodor, Bogdan, Ty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz