poniedziałek, 25 lipca 2016

o własnych dzieciach

Znałam kiedyś dziewczynę, która miała być lekarzem. Jej mama była lekarzem, mama tej mamy też, pół rodziny pracujące w szeroko rozumianej służbie zdrowia. I ona nawet nad tym myślała. Problem w tym, że nie zdążyła nawet tego zapragnąć. W szkole średniej zaczęło się "tłuczenie" jej do głowy, że powinna być lekarzem; udowadnianie, że byłaby w tym dobra, tłumaczenie, jaki to świetny zawód, propozycje korków, wyszukiwanie starych notatek po mamie... nawet po babci. I co? Dziewczyna poszła na politechnikę.

My, rodzice (wow, nie wierzę, że to napisałam) patrzymy na nasze dzieci i widzimy wszechświat. Franciszek jest dziś dla mnie potencjalnym wszystkim. Jeszcze nie myślę konkretnie w kategoriach jego przyszłej kariery, może dlatego, że wciąż się ślini, a trudno wyobrażać go sobie jako menagera wysokiego szczebla w tej sytuacji. Myślę, że z czasem będzie mi się to konkretyzować - na rozwijanie tych a nie innych zdolności, wybór szkoły, szkół, aprobatę dla potencjalnych kandydatek na żony (ewentualnie, może, zastanowię się).

Patrzę jednak jeszcze z "drugiej strony płotu" - widząc właśnie decyzję wyżej wspomnianej koleżanki i kilku innych znajomych. Piszę to sobie ku przestrodze i pamięci: rodzice powinni być bardzo, bardzo ostrożni z wcielaniem konkretnych planów na życie dziecka. Pamiętam wciąż, jak znajomy oprowadzał mnie po mieście, a przy okazji mówił o swojej małej córeczce: "tu będzie jej przedszkole... szkoła podstawowa... tu pójdzie do gimnazjum... jak się uda, to tu do liceum", wskazywał na kolejne budynki. Nawet jeśli to tylko plan - jak zareaguje, gdy ona przyjdzie do niego z innym? Chce być fryzjerką? Chce wyjechać za granicę? Nie, nie na studia.

Przecież to dla niej! Przecież tato tylko chce, żeby ona była Kimś! Zdrowa kolejność jest jednak taka, by najpierw stać się "sobą", a potem "kimś". Zaczynamy od odkrywania swoich zdolności, talentów - rozwijamy je. W tym wspaniale mogą pomóc rodzice. Ale to za mało, bo można być świetnym pianistą i nienawidzić pianina. Nie bez przyczyny pytamy dzieci: "kim chcesz być w przyszłości?" Kim CHCESZ? Nie liczą się tylko zdolności, ale i pragnienia. 

Kim jestem? To pytanie zadają sobie nastolatkowie i młodzi dorośli. I oni to muszą odkryć sami. Jeśli ja, rodzic, narzucę dziecku pewną wizję, to on ją albo zaneguje, albo przyjmie ze względu na mnie. Czy chcę, żeby moje dziecko było prawnikiem, żeby mi zrobić przyjemność? Czy chcę, żeby było lekarzem, bo tak mu truję, że jakkolwiek chce się od tego uwolnić? Czy ma być biznesmenem, bo nie ma innego pomysłu na siebie, więc zamiast zmobilizować go do poszukiwań, podam mu na tacy mój pomysł? 

Kim jesteś Franciszku? Czego tak naprawdę pragniesz? Odkryjmy to razem. Ja za Tobą.

2 komentarze:

  1. Ja jestem młodą dorosłą. A może nie? Może jestem już dorosłą, bez zbędnego "młodą". W każdym razie, od pewnego czasu chodzi za mną podobne pytanie. Pojawiają się jakieś nowe pomysły, klarują się jakieś plany, kilka dróg i w każdej jest coś intrygującego. No i nagle pojawia się strach, co wybrać, w którą stronę iść... Wszystko wydaje się fajne. I ta kanapa o której mówił Papież Franciszek na ŚDM, fajna jest też ścieżka numer 2 i 3. I jakoś tak od pewnego czasu chodzi za mną wciąż pytanie kim chce być? Co chce? Czego ja pragnę? No i najważniejsze, czego On pragnie dla mnie? Trudna zagadka. Chciałabym żeby ktoś mi podpowiedział, ale wybór i konsekwencje decyzji i tak będę musiała podjąć sama...
    Zazdroszczę Franciszkowi, że razem z Mamą może odkrywać czego naprawdę pragnie.
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, jak sama sobie zadawałam te pytania kilka lat temu. Jakby była we mnie jakaś krzycząca tęsknota, której nie da się zignorować. Imprezy nie do końca cieszą, podróże i nowe znajomości nie zaspokajają ciekawości, studia nie dają spełnienia. Niby wszystko jest ok, a coś w środku drapie.
      Powodzenia w szukaniu odpowiedzi! I dobra rada od dobrego znajomego: "Najlepiej poznasz, czy to Twoja droga, gdy już trochę zaczniesz nią iść".

      Usuń